Martin Gardner - Pseudonauka i pseudouczeni.pdf

(1280 KB) Pobierz
Pseudonauka i pseudouczeni
Martin Gardner
Spis treści
Przedmowa do polskiego wydania
Rozdział I W imię nauki
Rozdział II Ziemia płaska i ziemia pusta
Rozdział III Groza zagłady
Rozdział IV Fortyści
Rozdział V Latające spodki
Rozdział VI Ruchy zygzakowate i wirowe
Rozdział VII Precz z Einsteinem
Rozdział VIII Czarodziejskie różdżki i inne „wykrywaczki”
Rozdział IX Pod mikroskopem
Rozdział X Geologia przeciw Genezis
Rozdział XI Apologeci nienawiści
Rozdział XII Atlantyda i Lemuria
Rozdział XIII Wielka Piramida
Rozdział XIV Ekscentryczne teorie seksuologiczne
Rozdział XV Orgonomia
Rozdział XVI Od guzów frenologicznych do charakteru pisma
Rozdział XVII ESP i PK
Przedmowa do polskiego wydania
Książka, którą oddajemy do rąk Czytelnika, jest pozycją dość niezwykłą w naszym
piśmiennictwie, omawia bowiem działalność ludzi, którzy tracą wiele czasu i energii na coś, co
w ich rozumieniu jest nauką, a co w istocie jest maniactwem, czy po prostu bzdurą. Chodzi
o szerzące się bujnie w pewnych kręgach przejawy patologii nauki; o pseudonaukę uprawianą
zarówno przez ludzi uczciwych, jak i żerujących na naiwności ludzkiej oszustów.
Martin Gardner, znany amerykański popularyzator nauki, demaskuje w swej książce te maniactwa
i zwyrodnienia, czasami ostro, czasami ze sporą dozą pobłażliwości, często z humorem, zawsze
jednak w sposób żywy i zajmujący. Tu i ówdzie stara się wniknąć w motywy skłaniające ludzi do
uprawiania pseudonauki i wyświetlić mechanizm zadziwiającego szerzenia się pseudonaukowych
idei w swoim kraju. Wyłania się z tego dość żywy obraz stosunków społecznych panujących w
Stanach Zjednoczonych, niezmiernie sprzyjający plenieniu się absurdu i bzdury, dość niezwykły
dla Czytelnika polskiego .
[1]
Błędem byłoby jednak sądzić, że tego rodzaju działalność ludzka jest czymś typowym dla Stanów
Zjednoczonych, aczkolwiek kraj ten jest terenem bardziej sprzyjającym maniactwu naukowemu,
niż wiele innych, a to ze względu na rentowność tego rodzaju zajęcia. Iluż to ludzi na różnych
„teoriach” i „hipotezach” zrobiło tam majątek. Widocznie jednak nie tylko bodziec ekonomiczny
jest tu motorem działania, skoro również i w Polsce, gdzie tego typu działalność absolutnie nie
popłaca, mamy sporo maniaków uprawiających swą pseudonaukę na polu astronomii, fizyki
i wielu innych nauk. Iluż to ludzi zasypuje nasze wydawnictwa sążnistymi elaboratami
dowodzącymi na przykład, że Kopernik najzupełniej błędnie ujął sprawy mechaniki układu
planetarnego, i że to Słońce obiega Ziemię, a nie odwrotnie. Ktoś od wielu lat próbuje zadziwić
całą Polskę swoim odkryciem hormonów kosmicznych, mających w jakiś sposób uratować nasz
kraj od zguby. Inny znów obdarza ciała niebieskie cechami różnych płci, budując na tym założeniu
całą mechanikę i astrofizykę planetarną. A spodki latające? Reakcja naszej publiczności niewiele
się różniła od tego, co się działo w innych krajach. Iluż praktykujących astrologów mamy jeszcze
w Polsce, aczkolwiek dokładna ich liczba nie jest do ustalenia z powodów zrozumiałych.
I co dziwniejsze, cechy psychiczne rodzimych maniaków są uderzająco podobne do cech ich
kolegów z drugiej półkuli. I tu i tam odkrywamy niewątpliwie manię wielkości, szaloną nienawiść
do wszystkich uczonych z prawdziwego zdarzenia, których działalność określa się pogardliwie
jako naukę oficjalną, jak gdyby kiedykolwiek i gdziekolwiek taka nauka istniała. I tu i tam zdarzają
się przypadki wyjątkowe: ludzie, którzy na pozór świetnie opanowali naukę i dobrze umieją
operować pojęciami z niej zaczerpniętymi, a mimo to zupełnie nie rozumieją właściwego jej
sensu, nie rozumieją „ducha” nauki - tacy wykształceni nieucy! To oni żądają od teorii naukowych
nieomylności i doskonałej zgodności z doktrynami filozoficznymi. To oni życzą sobie, aby nauka
była zawsze w doskonalej zgodzie ze „zdrowym sensem”, jak gdyby coś takiego w ogóle istniało
jako rzecz niezależna od nauki, nie będąca jej implikacją. To oni żądają od nauki, aby
bezpośrednio służyła nie tylko szczęściu ludzkości, lecz każdemu konkretnemu celowi, który oni
uznali za szczęście. Z takich to ludzi wywodzą się najczęściej rasiści i podżegacze wojenni,
dowodzący „teoretycznie” i „naukowo” konieczności zbrodni zbiorowych i wzbudzania
nienawiści jednej grupy ludzi do drugiej.
Lektura książki Gardnera działa podobnie jak przeczytanie dobrej komedii lub powieści
satyrycznej. Czytając - świetnie się bawimy, potem przychodzi niezmiernie smutna refleksja;
smutniejsza, niż przy lekturze powieści. Bo w powieści czy sztuce mamy ludzi, którzy popełniają
takie czy inne błędy, którzy za to cierpią, którzy są ośmieszani, ale jakoś swe życie prowadzą
według swojej niekoniecznie najmądrzejszej idei. Książka Gardnera pokazuje nam ludzi, którzy
swe życie po prostu marnują. A to jest chyba najsmutniejsze i najtragiczniejsze.
Włodzimierz Zonn
Zgłoś jeśli naruszono regulamin