Rosja w Polskiej Niewoli. Dwie Półprawdy, czyli Cała Nieprawda o Kłuszynie i Polakach na Kremlu w 400 Rocznicę Bitwy.doc

(8129 KB) Pobierz
O Królu Stasiu, czyli Jak Nie Popełniać Stale Tego Samego Błędu

Rosja w Polskiej Niewoli. Dwie Półprawdy, czyli Cała Nieprawda o Kłuszynie i Polakach na Kremlu w 400 Rocznicę Bitwy

 

http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/2/25/Battle_of_Klushino_1610.PNG

Bitwa pod Kłuszynem[a], obraz Szymona Boguszowicza

 

 



Na temat Bitwy pod Kłuszynem, wielkiego polskiego zwycięstwa nad Moskwą i panowania Polaków na Kremlu, czyli o polskim zniewoleniu Rosji są dwie prawdy. Jedna jest prawdą polską, druga prawdą rosyjską. Tak jedna jak i druga jest tylko półprawdą. Czy zatem z dwóch półprawd powstaje prawda, czy jedna, cała, kompletna nieprawda?

 

Spróbujmy zderzyć te dwie półprawdy w jednym miejscu i porównajmy nasze punkty widzenia.

 

Czy istnieje możliwość żeby Święto Nienawiści, jakie w Rosji uczyniono ze zdobycia Kremla przez Polaków, uczynić Świętem Miłości?

 

Hetman Stefan Żółkiewski

 

„Mało kto dzisiaj zdaje sobie sprawę z możliwości jakie otworzyły się przed Rzeczpospolitą na początku XVII wieku – a o pewnym ich aspekcie traktuje powyższy tekst. Otóż, po wspaniałym zwycięstwie Stanisława Żółkiewskiego pod Kłuszynem w 1610r, CAŁY obszar Wielkiego Księstwa Moskiewskiego był formalnie (i realnie) przez 2 lata w naszych rękach. Żółkiewski zaocznie, ale z zachowaniem wszelkich formalnych ceremonii – koronował królewicza Władysława na CARA Wielkiego Księstwa Moskiewskiego. Znaczna część bojarów (magnaterii ruskiej), przedstawiciele wszystkich ziem i miast rusko-moskiewskich wzięło udział w ceremonii hołdu i przysięgi na wierność nowemu monarsze. Zaczęto bić nową monetę z wizerunkiem cara Władysława, a pozostawiona w Moskwie polska załoga, nie była okupantem, a gwardią przyboczną nowego cara.

No cóż, ortodoksi katoliccy i sam król Zygmunt III dokonali posunięcia o iście dywersyjnym charakterze. Zatrzymali, na polecenie papieża, rozkręcający się właśnie proces unii Rzeczpospolitej z Moskwą (zupełnie podobny do tej z Litwą) i ustawili go na zupełnie inne tory, jakże tragiczne dla Rzeczpospolitej… „ - (komentarz z forum Gazeta.historia.pl)

 

 

Pół Prawdy po Polsku

Za polską Wikipedią:

Bitwa pod Kłuszynem miała miejsce 4 lipca 1610 roku (24 czerwca wg kalendarza juliańskiego) podczas wojny polsko-rosyjskiej 1609-1618.

 

Bitwa stoczona została między wojskami polskimi pod dowództwem hetmana polnego koronnego Stanisława Żółkiewskiego (6556 kawalerii – w tym 5556 husarii, 200 piechoty), a armią rosyjską pod dowództwem kniazia Dymitra Szujskiego (ok. 35 000 wojsk rosyjsko-szwedzkich) oraz szwedzkich posiłków dowodzonych przez Jakuba Pontussona De la Gardie.

Atak wojsk Żółkiewskiego rozbił wojska moskiewskie, a następnie skłonił do zaprzestania walki cudzoziemców posiłkujących Szujskiego. Bitwa zakończyła się paniczną ucieczką Szujskiego i ocalałych Rosjan. Pociągnęło to za sobą kapitulację zablokowanej armii Grzegorza Wałujewa w Carewie Zajmiszczu (ok. 8000 ludzi).

 

W obliczu klęski bojarzy zdetronizowali cara Wasyla Szujskiego i obwołali carem królewicza polskiego Władysława, a Żółkiewski wkroczył do Moskwy. Według innych danych wojska Rzeczypospolitej liczyły 3900 kawalerii, 400 spieszonych Kozaków, 200 piechurów więc 4500 żołnierzy a wojska wrogie liczyły 25 000 żołnierzy i 20 000 uzbrojonych chłopów.

Hetman Żółkiewski i jego husaria na obrazie Wojciecha Kossaka

 

Wstęp

Gdy do wojsk koronno-litewsko-kozackich oblegających Smoleńsk dotarła wieść o koncentrującej się pod Kaługą potężnej armii rosyjsko-szwedzkiej, którą dowodził Dymitr Szujski, postanowiono posłać część sił, by udaremnić odsiecz. Z tego powodu 6 czerwca wyruszył spod twierdzy hetman polny koronny Stanisław Żółkiewski, biorąc ze sobą 1630 jazdy i 597 piechoty. Kierownictwo nad pracami oblężniczymi przejął wojewoda Jan Potocki.

Żółkiewski liczył na to, że po drodze przejmie pod swoją komendę część sił, które działały z dala od Smoleńska. W momencie jego wymarszu drobne oddziały ścierały się z Rosjanami na pograniczu, pod Wiaźmą stacjonował pułk Marcina Kazanowskiego, liczący 800 żołnierzy, a w Carewie Zajmiszczu stał pułk Ludwika Weyhera, liczący 700 żołnierzy i dowodzony przez Samuela Dunikowskiego. Kazanowskiego wzmocnił wkrótce przybyły od drugiego Samozwańca Aleksander Zborowski, którego pułk liczył 1500 żołnierzy. Pod Białą stacjonowało 1000 Kozaków zaporoskich i kilkuset Polaków pod wodzą starosty wieliskiego, pułkownika Aleksandra Korwina Gosiewskiego. Idący naprzeciw armii rosyjsko-szwedzkiej Żółkiewski nakazał wszystkim tym oddziałom, by skoncentrowały się pod Szujskiem.

 

Stojące pod Białą wojska rosyjskie kniazia Iwana Chowańskiego, kniazia Jakuba Boratyńskiego oraz siły cudzoziemskie pod wodzą Everta Horna walczyły z Gosiewskim, któremu udało się odeprzeć nieprzyjaciela od zamku, jednak pozbawiony zapasów żywności potrzebował pomocy. W stronę Carewa Zajmiszcza zbliżała się licząca 8000 żołnierzy straż przednia armii Dymitra Szujskiego dowodzona przez wojewodę Hrehorego Wałujewa i kniazia Fiodora Jeleckiego. Wojska te miały za zadanie zbudować fortyfikacje i zatrzymać na nich siły Żółkiewskiego. Gdyby jednak Żółkiewski ominął siły Wałujewa i Jeleckiego, ci mieli wspomóc garnizon Smoleńska.

 

Dowództwo rosyjsko-szwedzkie uważało, że wyczerpane atakami wojska polskie łatwo będzie osaczyć. W tym celu od strony Możajska maszerował z głównymi siłami Dymitr Szujski. Tuż za nim posuwał się z wojskami cudzoziemskimi szwedzki generał Jakub Pontusson de la Gardie, który wyruszył później z powodu sporów z carem Wasylem Szujskim o wysokość żołdu. Rosjanie zamierzali zniszczyć armię Żółkiewskiego, oczyścić pogranicze z oddziałów polskich i dać odsiecz obleganemu Smoleńskowi.

 

Początkowo Żółkiewski chciał iść na Wiaźmę i tam początkowo posłał tabory, jednak na wieść o trudnej sytuacji Gosiewskiego zmienił kierunek marszu, zawrócił wozy i skierował się na odległą o 150 kilometrów od Smoleńska Białą. Hetman przybył na miejsce 14 czerwca, jednak walczące z Gosiewskim wojska rosyjskie na wieść o jego marszu cofnęły się w stronę Rżewa i przeprawiły przez Wołgę. Natomiast wojska Everta Horna dołączyły do armii Dymitra Szujskiego. Oddziały Gosiewskiego ruszyły następnie do Szujska, gdzie założyły obóz warowny. Wkrótce dołączyły do nich dwa pułki Kozaków zaporoskich dowodzone przez żołnierza książąt Zbaraskich Piaskowskiego i Iwanyszę. Hetman po dwudniowym wypoczynku także ruszył w rejon koncentracji i przybył do Szujska 22 czerwca.

 

Gdy stojące w odległości dwóch mil wojska Jeleckiego i Wałujewa przystąpiły do budowy fortyfikacji, mającej zablokować Żółkiewskiemu drogę na Możajsk i Moskwę, hetman ruszył 23 czerwca przeciwko nim pod Carewo Zajmiszcze. Tam następnego dnia Żółkiewski osaczył Rosjan. Jednak wobec zbliżających się głównych sił Szujskiego sytuacja wojsk polskich nie była najlepsza. Widząc coraz większy niepokój wśród swych żołnierzy, hetman postanowił zablokować częścią sił Wałujewa i Jeleckiego, a z resztą ruszyć przeciw Szujskiemu i zniszczyć go w walnej bitwie.

 

Armia polska blokująca Wałujewa w Carewie Zajmiszczu liczyła 7500 jazdy, 4000 Kozaków zaporoskich oraz 1000 piechoty. Gdy 3 lipca kilku zbiegłych najemników niemieckich doniosło Żółkiewskiemu o położeniu armii Szujskiego, ten natychmiast zwołał naradę wojenną, po której wyruszył spod Carewa Zajmiszcza jeszcze tego samego dnia, na dwie godziny przez zachodem słońca. Wojsko zachowało absolutną ciszę, toteż osaczeni Rosjanie nie zorientowali się, że główne siły polskie opuściły obóz. Hetman, kamuflując swój wymarsz, zostawił pod Carewem Zajmiszczem 4000 Zaporożców oraz 700 jazdy, 800 piechoty i większość dział.

 

Na wyprawę Żółkiewski zabrał ze sobą 5556 husarzy, 1000 jazdy kozackiej i petyhorskiej, 200 piechoty i 2 lekkie działa[5]. Dufny w swą przewagę liczebną Szujski nie wysyłał nawet podjazdów, będąc pewnym, że Żółkiewski wciąż oblega w Carewie Zajmiszczu wojska Wałujewa i Jeleckiego. Także de la Gardie był pewny zwycięstwa, gdyż wspominał, że gdy został wzięty do niewoli w Wolmarze, otrzymał od Żółkiewskiego rysią szubę i zamierzał teraz w rewanżu ofiarować wziętemu w niewolę Żółkiewskiemu futro sobolowe.

 

 

Bitwa

Wbrew przewidywaniom rosyjskich i szwedzkich dowódców Żółkiewski w tym czasie szybko zbliżał się do ich pozycji. Z powodu wąskiej i błotnistej drogi armia polska przemieszczała się w postaci długiej, wielokilometrowej kolumny. Po 4-milowym nocnym marszu przednia część polskiej kolumny marszowej (pułk Zborowskiego) znalazła się ku własnemu zaskoczeniu przed pogrążonym we śnie, nieświadomym zagrożenia nieprzyjacielem. Żółkiewski napisał w swych wspomnieniach, że gdyby reszta wojsk zdążyła na czas, można było uderzyć na przeciwnika, którego większość żołnierzy była jeszcze nieubrana. Pochód polski znacznie opóźniły dwa wzięte falkonety, które zawaliły drogę, nie pozwalając części wojsk na kontynuowanie marszu. Ponadto idąca komunikiem jazda zostawiła daleko w tyle posuwającą się wolno piechotę. By oczyścić pole do ataku armia polska musiała zniszczyć płoty i spalić dwie wsie – Pirniewo i Woskriesienskaja.

 

Armia Szujskiego biwakowała za opłotkami wsi Prieczistoje w dwóch obozach – po prawej stronie, od północy, stały pułki szwedzkie dowodzone przez de la Gardie, złożone ze Szwedów, Francuzów, Niemców, Hiszpanów, Flamandczyków, Anglików i Szkotów, a po lewej stronie, od południa, stały wojska rosyjskie. Siły rosyjskie liczyły 30 000 żołnierzy, natomiast siły szwedzkie liczyły 5000 żołnierzy. Armia Szujskiego miała łącznie 11 dział.

Żółkiewski doszedł do wniosku, że najłatwiej będzie rozbić liczne, ale słabo uzbrojone i wyszkolone wojska rosyjskie, złożone z pospolitego ruszenia oraz wielu nieuzbrojonych chłopów przeznaczonych do przenoszenia kobyleń i wykonywania robót ziemnych. Ponieważ idąca komunikiem jazda zostawiła piechotę i działa znacznie w tyle, hetman doszedł do wniosku, że by zaatakować Szwedów, trzeba poczekać na ich nadejście.

 

Ponieważ płot, który oddzielał będącą bliżej polskich stanowisk wieś Prieczistoje od Pirniewa, uniemożliwiał wojskom polskim przeprowadzenie natarcia, został rozebrany. Rozebranie i spalenie płotów, dające pole do szarży polskiej jeździe, trwało blisko godzinę. Następnie konieczne było spalenie wsi Prieczistoje, która zasłaniała Polakom dostęp do nieprzyjaciela. Pożar zabudowań zaalarmował Rosjan i Szwedów. Na prawym skrzydle, gdzie znajdowała się armia szwedzka, w pierwszym rzucie stanęła piechota, osłaniając się niedopalonymi płotami. Na lewym skrzydle wojsk Szujskiego stanęły pomieszane ze sobą piechota i jazda rosyjska.

 

Centrum polskie, w skład którego wchodziły złożone głównie z ciężkiej jazdy pułki starosty chmielnickiego Mikołaja Strusia i Aleksandra Zborowskiego, stanęło w dwóch rzutach naprzeciw Rosjan. Podobnie w dwóch rzutach naprzeciwko Rosjan stanęło prawe skrzydło, złożone z chorągwi kozackich dowodzonych przez rotmistrza Samuela Dunikowskiego (pułk Ludwika Wejhera) oraz z pułku Marcina Kazanowskiego. Naprzeciw wojsk szwedzkich stanęło lewe skrzydło z pułkiem jazdy Żółkiewskiego, dowodzonym przez księcia Janusza Poryckiego, także ustawionym w dwóch rzutach. Na lewo od pułku Poryckiego, przy płocie z chrustu, stanęła piechota kozacka (400 kozaków zaporoskich z Pohrebyszcz, z majątku książąt Zbaraskich) dowodzona przez Piaskowskiego. Na tyłach polskiego szyku znalazł się silny odwód złożony z kilku chorągwi jazdy. Piechota licząca 200 żołnierzy i 2 falkonety były wciąż w drodze.

 

Sądząc, że złamanie wojsk rosyjskich przesądzi o losie armii szwedzkiej, Żółkiewski jeszcze przed świtem kazał uderzyć na Rosjan. Po 3 godzinach[10] walki wojska polskie zmusiły Rosjan do odwrotu na Kłuszyn. W tym okresie husaria wielokrotnie ruszała do szarży – według Samuela Maskiewicza niektóre chorągwie szarżowały 8 do 10 razy. Żółkiewski rzucając wielekroć chorągwie do szarży, usiłował wpoić Rosjanom przekonanie, że atakuje ich potężna ilość kawalerii. Zawodowi żołnierze polscy zdecydowanie przewyższali wyszkoleniem wojska rosyjskie złożone z pospolitego ruszenia bojarów i dworian, pieszych strzelców oraz słabo uzbrojonych chłopów. Nie byli w stanie dorównać Polakom także zaciężni rajtarzy, którzy służyli w armii rosyjskiej. Właśnie nieudany karakol rajtarów był decydującym momentem bitwy. Szarżująca jazda polska zmusiła rajtarów do ucieczki, a ci w odwrocie zmieszali szyk swojej armii. Wkrótce po tym wszyscy Rosjanie uciekali – część na otwarte pole, a stamtąd do lasu, a część do ufortyfikowanego obozu. W pościg za uciekającymi Rosjanami rzuciła się jazda polska prawego skrzydła. Jedynie część piechoty rosyjskiej, która stała w zabudowaniach wsi Pirniewo, zachowała wciąż zdolność do walki.

W tym czasie na lewym skrzydle jazda Poryckiego, która wiązała Szwedów atakami, ponosiła znaczne straty, ponieważ nie zdołała zniszczyć płotów bronionych przez piechotę. Polska jazda mogła tu szarżować tylko pojedynczymi chorągwiami przez wyrwy w chruścianym płocie. Stojąca przy płocie piechota zadawała Polakom znaczne straty – muszkieterzy strzelali z bliska do atakujących jeźdźców, a pikinierzy kłuli konie. Sytuacja na lewym skrzydle zdecydowanie zmieniła się, gdy nadeszła polska piechota z działkami. Do tego momentu na lewym skrzydle strona polska i szwedzka straciły po około 100 żołnierzy.

 

Piechurzy, choć mieli za sobą długi i uciążliwy marsz, z miejsca przystąpili do walki. Puszkarze strzelając celnym ogniem z dwóch falkonetów, zniszczyli większą część płotu, zadając przy tym straty kryjącym się za nim muszkieterom. Polscy hajducy, którzy w międzyczasie prowadzili ogień z rusznic, ruszyli teraz do ataku na białą broń. Siły szwedzkie zostały odparte od płotu, dzięki czemu jazda polska uzyskała wreszcie właściwą przestrzeń do szarży. By w pełni wykorzystać nadarzającą się okazję, Żółkiewski nakazał jeździe przerwać pogoń za Rosjanami i uderzyć na Szwedów. Wojska szwedzkie rzuciły się do ucieczki w kierunku swego obozu.

 

Choć pierwsza faza bitwy była dla wojsk Żółkiewskiego zwycięska, sytuacja wciąż jeszcze nie była opanowana. Większość wojsk nieprzyjacielskich schroniła się w ufortyfikowanych obozach, a część rosyjskiej piechoty umocniła swe pozycje we wsi Pirniewo. W pobliżu szwedzkiego obozu formowała się piechota, której liczebność Żółkiewski z dużą przesadą oceniał na 3000 żołnierzy. Do piechoty dołączyła część rozbitej jazdy. Jednak dowódcy wojsk szwedzkich, Pontus de la Gardie i Horn, wciąż błąkali się w lesie wraz z niedobitkami. To samo działo się z rosyjskimi kniaziami – Andrzejem Golicynem i Daniłą Mezeckim. Naczelny wódz wojsk rosyjskich, Dymitr Szujski, schronił się w obozie. Pobity, ale nie rozbity nieprzyjaciel wciąż był znacznie liczniejszy od armii polskiej.

 

Gdy cała odwołana z pościgu jazda już wróciła, Żółkiewski przystąpił do osaczania obu obozów nieprzyjacielskich. Większość polskich sił skierowana została przeciwko wojskom szwedzkim. Hetman jednak nie podejmował walki, gdyż liczył, że uda mu się w obecnej sytuacji przeciągnąć na swoją stronę część najemnych wojsk cudzoziemskich służących u Szwedów. Doszło do pertraktacji, w wyniku których Żółkiewski zgodził się wypuścić armię szwedzką po złożeniu przez jej żołnierzy przysięgi, że nigdy nie będą walczyć przeciwko wojskom Rzeczypospolitej. Kilkuset żołnierzy cudzoziemskich przeszło na służbę w armii polskiej[11]. W tym czasie Szujski oraz rosyjskie wojska, które zamknęły się w obozie, zachowywały się biernie, nie próbując nawet wesprzeć osaczonej pod lasem własnej piechoty.

Andrzej Golicyn i Daniło Mezecki zebrali z rozproszonych w walce oddziałów kilkuset jeźdźców i wrócili do obozu, gdzie próbowali nakłonić Szujskiego do dalszej walki. Wrócili także de la Gardie i Horn, nie zdołali jednak odwieść swych wojsk od kapitulacji. Widząc, że wojska szwedzkie poddały się, Szujski opuścił dyskretnie obóz i uciekł w lasy, kierując się do Kaługi[12].To samo wkrótce uczynili inni dowódcy, a za nimi reszta wojsk rosyjskich. Wojska Żółkiewskiego ruszyły w pościg za uciekinierami. Ponieważ większość polskich żołnierzy ruszyła do opuszczonego obozu rosyjskiego za zdobyczą, tylko niewielka część ścigała Rosjan, jednak pomimo tego zadała im większe straty niż poprzednio w bitwie. W obozie armii Szujskiego Polacy znaleźli liczne bogactwa, jak złote i srebrne naczynia, szaty, sobole futra oraz setki wozów na których były także pieniądze przeznaczone na żołd dla wojsk cudzoziemskich w wysokości 20 tys. florenów i 30 tys. rubli. W ręce zwycięzców wpadło także kilkadziesiąt chorągwi, a wśród nich adamaszkowa chorągiew Szujskiego, obszyta złotem a także całe uzbrojenie Szujskiego, czyli szyszak, szabla i buława. Ogromna zdobycz powiększona została o karetę Szujskiego i liczne kolasy.

Bitwa trwała w sumie pięć godzin. Według Żółkiewskiego poległo w niej 1200 żołnierzy armii szwedzkiej i jeszcze więcej Rosjan. Niektóre polskie źródła mówią, że zginęło w bitwie około 17 000 żołnierzy armii rosyjskiej i szwedzkiej. Relacja o szczęśliwym powodzeniu oręża polskiego w Moskwie podaje, że armia szwedzka straciła 700 zabitych, a armia rosyjska – do 2000 zabitych. Szwedzki historyk Videking podaje, że było 500 zabitych w armii de la Gardie oraz nieznana ilość w armii Szujskiego. Wszyscy wodzowie przegranej armii zdołali uciec. Pontus de la Gardie według relacji Luny uciekł do zamku Oczepow, gdzie został obrabowany do koszuli, obity kijami i wypędzony. Nie lepszy los spotkał Horna.

 

Straty polskie zdaniem Żółkiewskiego wyniosły ponad 100 zabitych towarzyszy. Liczba zabitych pocztowych zwykle wynosiła 2-3 zabitych na jednego poległego towarzysza. Ponadto armia polska straciła 400 zabitych koni. Była też także pokaźna ilość rannych.

 

 

Po bitwie

Jeszcze w tym samym dniu Żółkiewski wrócił pod Carewo Zajmiszcze i zmusił Wałujewa do kapitulacji. Wojsko polskie dało przykład niezwykłej wytrzymałości, gdyż po nieprzespanej nocy i męczącym marszu stoczyło niezwykle ciężką wielogodzinną bitwę, po czym wróciło tą samą drogą do punktu wyjścia. Po zawartym układzie, mówiącym o wyniesieniu na carski tron syna Zygmunta III Władysława siły Żółkiewskiego wzmocniło około 8000 żołnierzy Wałujewa. Drugi z rosyjskich wodzów, kniaź Jelecki, został wysłany do króla pod Smoleńsk.

Klęska armii Szujskiego przyczyniła się w decydującym stopniu do upadku cara Wasyla Szujskiego. Wystąpili przeciw niemu wszyscy wrogowie wraz z drugim Samozwańcem. Starając się wykorzystać swoje zwycięstwo hetman 12 lipca ruszył na Moskwę, nie zważając nawet na rannych, których wieziono na wozach i umierających z powodu ciężkich warunków w trakcie marszu. Żółkiewskiemu sprzyjała także ludność Moskwy i okolic, gdyż dotarła do niej wieść o układzie zawartym przez Żółkiewskiego z Wałujewem, w którym była mowa o powołaniu na carski tron Władysława. Rozsyłane do ludności uniwersały obiecywały zmęczonemu wieloletnim zamieszaniem społeczeństwu tak upragniony spokój.

 

Idący na Moskwę Żółkiewski był znacznie silniejszy, gdyż miał teraz do dyspozycji około 19 500 żołnierzy. W pogrążonej w chaosie Rosji była to siła decydująca, toteż drugi Samozwaniec na wieść o zbliżającym się hetmanie wolał czym prędzej wycofać się spod Moskwy. Żółkiewski był także świadom faktu, że bojarzy i dworzanie, którym zagrażały zarówno rozruchy społeczne jak i Samozwaniec, chętnie uznają Władysława za nowego cara. Zgodnie z przewidywaniami Żółkiewskiego grupa bojarów i dworian, którą kierował Zachar Lapunow, obaliła 27 lipca Wasyla Szujskiego, osadzając go w klasztorze[13]. Władzę nad krajem objęła grupa siedmiu najbardziej wpływowych bojarów. Żółkiewski stanął 3 sierpnia pod murami Moskwy, gdzie nowe władze przyjęły go uroczyście. Doszło do rokowań, które rozpoczęły się 5 sierpnia[14], zakończonych układem z dnia 27 sierpnia, na mocy którego królewicz Władysław został uznany carem Rosji pod warunkiem przejścia na prawosławie. Król miał teraz przerwać oblężenie Smoleńska i zwrócić zdobyte do tej pory zamki rosyjskie. Następnego dnia na Dziewiczym Polu pod Moskwą tłumy mieszkańców złożyły przysięgę na wierność Władysławowi.

 

W obręb moskiewskich murów wojska polskie wkroczyły 12 września, a 8 października Żółkiewski przybył na Kreml. Car Wasyl Szujski oraz jego bracia Dymitr Szujski i Iwan Szujski zostali więźniami hetmana.

 

Zawarty układ nie utrzymał się, nie tyle z powodu umieszczonych w nim warunków nakazujących wojskom koronnym i litewskim odstąpienie od Smoleńska, co raczej z powodu ambicji Zygmunta III, który pragnął carskiej korony dla siebie, by później połączonymi siłami Rzeczypospolitej i Rosji móc odzyskać swój dziedziczny tron szwedzki. Nie bez znaczenia była także chęć króla, by rozszerzyć panowanie religii katolickiej na Rosję i Szwecję. Poza tym istniała bardzo uzasadniona obawa, że Władysław wkrótce po objęciu tronu zostałby zamordowany tak jak pierwszy Samozwaniec.

 

Znakomite zwycięstwo Żółkiewskiego nad przeszło czterokrotnie liczniejszą armią rosyjsko-szwedzką dwór królewski zataił przed oblegającym Smoleńsk wojskiem. Dopiero po zdobyciu Smoleńska król Zygmunt III pozwolił na oficjalną publikację opiewającą kłuszyński sukces Żółkiewskiego.

 

Zdaniem Małej Encyklopedii Wojskowej bitwa pod Kłuszynem uchodzi za przykład mistrzowskiego działania po liniach wewnętrznych nieprzyjaciela i stosowania ekonomii sił.

Więcej w Wikipedii polskiej

 

400-setna rocznica Bitwy pod Kłuszynem przeszła w polskich mediach niezauważona. Czyżbyśmy żyli w sfinlandyzowanym kraju i już byli satelitą Rosji. Czy polskie media z własnej woli założyły sobie knebel na usta, czy też podlegają jakiejś tajemnej sile i zagranicznej władzy?

 

Polacy na Kremlu

Dzięki atrakcyjności polskiego modelu demokratycznego Dymitr Samozwaniec 400 lat temu zasiadł na tronie carów Czterysta lat temu Polaków na Kremlu było wyjątkowo wielu. Była nawet polska caryca – wojewodzianka sandomierska Maryna z rodu Mniszchów. W lipcu mija czterechsetna rocznica wejścia na tron moskiewski jej wybranka cara Dymitra, który przeszedł do historii z przydomkiem Samozwaniec, a w świadomości kolejnych pokoleń Rosjan stał się symbolem „polskiej intrygi”. Lubimy wspominać tamten czas jako moment wyjątkowego dynamizmu Rzeczypospolitej, jej zdolności do ekspansji względem sąsiada. Rosjanie pamiętają go jako okres „wielkiej smuty”, zamętu, który miał zagrozić istnieniu nie tylko ich państwa, ale i tożsamości historycznej Rosji. W jednym i drugim wypadku jest to pamięć fałszywa. „Polska caryca” do Moskwy wybrała się uroczyście, z orszakiem liczącym prawie 4 tys. osób. Ślub per procura Maryna zawarła z Dymitrem wcześniej, w listopadzie 1605 r., na krakowskim Rynku w obecności króla Zygmunta III Wazy. Wiosną 1606 r. podążała na moskiewski tron. Polacy szli wraz z nią do Moskwy nie po to, by podbijać, ale w ślubnym orszaku. Na koronację i zaślubiny Maryny z carem biły dzwony wszystkich cerkwi stolicy. Na uczcie weselnej po uroczystej koronacji, która odbyła się 8 maja w Uspienskim Soborze (do dziś nie wiemy, czy Maryna odstąpiła od wiary katolickiej), car wystąpił w stroju husarskim, caryca – w sukni kroju polskiego.

 

Pomnik upamiętniający wygnanie Polaków z Kremla w 1612 roku

Unia Polski z Moskwą

Kilka dni później posłowie reprezentujący króla Zygmunta rozpoczęli z carem rozmowy o „wiecznej lidze i wiecznej przyjaźni” między Rzeczpospolitą a Moskwą. Projekt, który przedstawili, był w istocie szkicem wstępu do nowej unii, takiej jak ta, która połączyła Polskę z Litwą. Wymieńmy jego postanowienia. Wspólna polityka zagraniczna i „wspólna obrona”, wzajemne prawo poddanych obu stron do osiedlania się i nabywania majątków w obu państwach oraz do zawierania małżeństw mieszanych; dla kupców – swoboda handlu i przejazdu przez drugie państwo; otwarcie możliwości budowania kościołów katolickich w Moskwie (w Rzeczypospolitej „cerkwie ruskie są i kto chce, wolno każdemu nabożeństwa ruskiego używać”) i posyłania dzieci moskiewskich „na naukę i oświecenie do szkół polskich i litewskich, gdzie się komu będzie podobało” (tu wzajemności nie było – bo „nauki i oświecenia” próżno było polsko-litewskim poddanym w Moskwie szukać). Znalazł się zapis o ujednoliceniu „formy, ceny i wagi” mennicy (jakby wstęp do wschodnioeuropejskiego „euro”) i zapowiedź budowy wspólnej floty oraz propozycja obioru wspólnego monarchy w przyszłości.

 

Unia od Warty po Jenisej? Nie. Dwa dni po inauguracji rozmów car Dymitr już nie żył, a popiół z jego spalonych zwłok nabito w armatę i wystrzelono tam, skąd przybył: na zachód. Wraz z Dymitrem zginęło prawie 500 polskich gości jego wesela (Maryna cudem ocalała i z resztą Polaków została wzięta na Kremlu pod straż). Nie było zgody – był ciąg dalszy „wielkiej smuty”, a potem „polska interwencja”. Dlaczego? Czy Polacy i Rosjanie mieli wtedy szansę, którą zmarnowali? Czy mogło być inaczej, lepiej? Żeby odpowiedzieć na te pytania, musimy spojrzeć nieco dalej w przeszłość.


Początek kryzysu państwa moskiewskiego wiąże się z wygaśnięciem w roku 1598 panującej na Rusi od 700 lat dynastii Rurykowiczów. Dla państwa o uformowanej strukturze władzy absolutnej podważenie legitymacji osoby cara, czyli centrum tego systemu, musiało być szokiem. Kiedy umarł syn Iwana Groźnego car Fiodor – ostatni z panujących Rurykowiczów – po władzę udało się sięgnąć Borysowi Godunowowi. W brutalnej walce pokonał rywali z rodzin bojarskich. Wcześniej w tajemniczych okolicznościach (najprawdopodobniej z inicjatywy Godunowa) w „nieszczęśliwym wypadku” zginął Dymitr, najmłodszy syn Iwana Groźnego. Wydawało się, że Godunow zainstaluje na dobre nową dynastię na tronie. Ale rywale – chwilowo pokonani przedstawiciele wielkich rodzin Szujskich, Romanowów, Mścisławskich, Bielskich – nie pogodzili się z przegraną. Wszystkie niższe stany moskiewskiego państwa – od drobnej szlachty po chłopów – wyniszczone straszliwym wysiłkiem, jakim było utrzymanie aparatu militarno-administracyjnego zdolnego od połowy XV wieku zbudować imperium większe od reszty Europy, wchodziły w okres skrajnego społeczno-ekonomicznego kryzysu. Walka o władzę nad Moskwą dopiero się zaczynała.
W Koronie tron stopniowo stawał się elekcyjny od wymarcia królewskiej linii Piastów, dlatego udało się uniknąć kryzysu państwa, kiedy zabrakło z kolei Jagiellonów. System współwładzy sejmujących stanów – Rzeczypospolitej – sprawdzał się wówczas znakomicie, spajając Polskę i Litwę w pełnym wolności eksperymencie ustrojowym. System ten sprawdzał się tak dobrze, że kiedy pojawiła się perspektywa pustego tronu w Moskwie, z którą od wieku toczyło państwo polsko-litewskie bój o panowanie nad dziedzictwem Rusi Kijowskiej, polska strona wysunęła inicjatywę zamknięcia konfliktu przez nową unię: tym razem z Moskwą.


Tak właśnie po raz pierwszy pojawili się Polacy na Kremlu. W 1600 r. stanęło w Moskwie poselstwo pod przewodnictwem kanclerza litewskiego Lwa Sapiehy, który w orszaku 1200 osób przybył złożyć Borysowi Godunowowi propozycję unii od Rzeczypospolitej – niemal dokładnie taką, jaką sześć lat później powtórzyli posłowie polscy Dymitrowi Samozwańcowi. Dzięki temu wiemy, o jakie warunki rozbijała się ta propozycja: o te, w których Moskwa widziała zagrożenie swej tożsamości. Na pierwszym miejscu dopuszczenie swobody wyznania katolickiego w jej państwie, potem nabywania w nim ziemi przez Polaków, możliwość małżeństw mieszanych, swoboda nauki dzieci moskiewskich w polskich szkołach. Moskwa tworzyła osobną, ufundowaną na prawosławiu cywilizację. Nie była gotowa do otwarcia na Zachód, czując się zbyt słabo w konfrontacji z idącymi stamtąd wzorami. A jednak, przynajmniej część bojarskich elit, kusiły one coraz bardziej. Na tym polegał dramat wydarzeń „wielkiej smuty” i na to też liczyli Polacy w ponawianych projektach. Nie mieliby szans wystąpić z nimi poważnie, stanąć znów na Kremlu, gdyby nie rozbicie wewnętrzne w Moskwie. Z niego właśnie, z intrygi rywalizującego z Godunowem o koronę rodu Romanowów, wyszedł pierwszy Dymitr Samozwaniec.

 

Dymitr Samozwaniec

 

Samozwaniec

Był to młody Jurij Otriepiew, służący rodzinie Romanowów syn setnika strzelców. Nauczono go roli „cudownie ocalonego” od śmierci w 1591 r. Dymitra, najmłodszego syna Iwana Groźnego. Inteligentny chłopak poradził sobie z rolą, której odegranie miało podważyć tron Borysa Godunowa i otworzyć drogę na Kreml Romanowom. „Ujawnił się” w 1604 r. w Rzeczypospolitej na ziemiach ukraińskich. Nie od razu znalazł poparcie. Większość elit senatorskich Rzeczypospolitej (z kanclerzem Janem Zamoyskim na czele) była przeciwna „moskiewskiej awanturze” i naruszaniu rozejmu; podobnie w popieranie „moskiewskiego hospodarzyka” nie chciała się angażować większość pytanej o to na sejmikach 1605 r. szlachty. Samozwaniec zyskał wsparcie w rodzie Wiśniowieckich i w osobie wojewody sandomierskiego Jerzego Mniszcha, w którego córce Marynie zakochał się romantyczną miłością.

 

Szansę poparcia pretensji Samozwańca do tronu w Moskwie jako okazji do zyskania sojusznika w walce nie tylko z „Turkiem”, ale i ze Szwecją (o odzyskanie tronu dla siebie) dostrzegł sam król Zygmunt III Waza. Odwieczną myśl o przeciągnięciu Moskwy na łono wiary katolickiej połączyli z osobą pretendenta także jezuici i papież Paweł V. Z tym błogosławieństwem i zgodą króla mógł Samozwaniec wyjść z Rzeczypospolitej. Dostał od Zygmunta 4 tys. zł, którymi mógł opłacić kilkuset zbrojnych. Ruszyło z nim 2500 zwerbowanych żołnierzy, do których za Dnieprem dołączyło 2000 Kozaków dońskich. W cztery tysiące szabel na Moskwę?


Wyprawa nie miałaby szans powodzenia, gdyby nie zyskała masowego poparcia w Moskwie. I zyskała – w spiskujących przeciw Godunowowi elitach bojarskich i w masach buntującej się przeciw ciężarom ludności. Dzięki temu, a nie za sprawą „polskiej intrygi”, mógł Samozwaniec w dziewięć miesięcy od przekroczenia granicy stanąć na Kremlu jako jego pan. Nie po to Romanowowie wyszkolili sługę, by teraz padać przed nim na kolana. Tym bardziej inne wielkie rody bojarskie nie miały zamiaru poddać się Samozwańcowi. Na czele spisku, który skończył się rzezią Polaków i zamordowaniem cara, stanął ród Szujskich. To jego przedstawiciel Wasyl ubiegł Romanowów i ogłosił się władcą. Zaraz też zaczęto tworzyć na potrzeby nowego cara czarną legendę Samozwańca. Jej jądrem było oskarżenie o zamiar zaprzedania Moskwy jezuitom, wytępienia wiary prawosławnej, wymordowania bojarów i znaczniejszej szlachty, by utorować drogę Polakom. O tym, jak daleki był rzeczywiście Dymitr Samozwaniec od tych planów, pisze przekonująco w polskiej monografii tej postaci jej wybitna znawczyni Danuta Czerska.

 

Wcześniej Stefan Batory próbował zdobyć Moskwę, ale zadowolił się Pskowem, którego nie zdobył, ale pokój był korzystny dla Polski

Okupacja Kremla

Legenda jednak została i zaczęła żyć własnym życiem. Umocnił ją ciąg dalszy „smuty” – Polakom raz jeszcze dane było stanąć na Kremlu. Tym razem zbrojnie. Skoro wcześniej bojarzy nie chcieli uznać dynastii zakładanej przez Godunowa, jednego z nich, dlaczego teraz mieliby godzić się z nową, Szujskiego? Szybko znalazł się drugi Samozwaniec i jego zwolennicy. Poparły go masy zbuntowanego Kozactwa, mozaiki ludów przyłączonych na południu do Moskwy w ostatnich stu latach jej ekspansji i grupa polskich awanturników. Przede wszystkim rozgrywały nową dymitriadę rody bojarskie, dążące do obalenia Szujskiego. Wśród nich główną rolę odegrali Romanowowie, których główny reprezentant Fiodor-Filaret podniesiony został przez nowego łże-Dymitra do godności patriarchy Cerkwi moskiewskiej. Kiedy do akcji wkroczyła Rzeczpospolita zaniepokojona sojuszem Moskwy ze Szwedami, bojarzy obalili Szujskiego i otworzyli bramy Moskwy wojskom hetmana Stanisława Żółkiewskiego. Nowy Samozwaniec (z którym ponownie związała się Maryna) nie był już potrzebny. - Autor: Andrzej Nowak

 

***

 

I jeszcze artykuł z Palestry o Smoleńsku, Katyniu i zdobyciu Kremla

Palestra 3-4/2006

Andrzej Bąkowski, adwokat (Warsza...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin