Antologia SF - Światy równoległe. Antologia opowiadań fantastycznych.pdf

(1085 KB) Pobierz
ŚWIATY
RÓWNOLEGŁE
antologia opowiadań fantastycznych
Oficyna wydawnicza RW2010
Poznań 2015
Spis treści:
Michał Cholewa ECHO
Katarzyna Rupiewicz AQUARTA
Szymon Gonera JUGS
Anna Głomb Z POPIOŁÓW
Małgorzata Binkowska KOPALNIA WODY
Marcin Pawełczyk MEFERT
Andrzej Trybuła LUDZKI DEMON
Iwona Surmik ZARAZA
Katarzyna Kubacka HOTEL ALABAMA
Helena Strokowska JAKO ANIOŁOWIE
Anna Kańtoch SZTUKA POROZUMIENIA
Michał Cholewa
– rocznik 1980, zamieszkały w Gliwicach. Z wykształcenia matematyk, z zamiłowania
takoż. Członek Śląskiego Klubu Fantastyki, miłośnik George’a R. R. Martina, Stanisława
Lema i Rogera Zelazny’ego. Opublikował opowiadania
Ognisko 11
w antologii
Epidemie i
zarazy
oraz
Studnia
w internetowym magazynie
Esensja.
Wiosną 2012 roku nakładem
wydawnictwa Ender ukazała się jego pierwsza powieść
Gambit,
rok później jej kontynuacja
Punkt cięcia,
a w 2014 trzecia część cyklu pod tytułem
Forta.
ECHO
Rick Dunham nie był pewien, czy szli trzy, czy cztery doby. Krótkie dni grudniowej Karelii
niewiele różniły się od nocy, a zmęczenie i zimno odbierały zmysły, wypełniając wszystko
srebrzystoszarą pustką otępienia. Od dłuższego czasu organizm litościwie oszczędzał mu
kolejnych sygnałów alarmowych, a zajmował się już tylko poruszaniem stopami.
Szur, szur, szur.
Nie tyle kroki, co przesunięcia stóp po ciemnych płytach szosy.
Rick od dawna (doby? tygodnia? stulecia?) nie rejestrował niczego poza tymi
szurnięciami. Nie czuł bólu w płucach, potęgującego się z każdym haustem mroźnego
powietrza, z łatwością pokonującego materiał narciarskiego swetra. Zniknęło szarpanie rany
na przedramieniu. Właściwie ledwo pamiętał, skąd ją ma.
– Tato... – Rick zmarszczył brwi.
Głos docierał do niego stopniowo, jakby w kilku falach. Dobre kilka sekund zajęło mu
umiejscowienie go w pamięci.
Siobhan. Dziewięciolatka, którą niósł na plecach. Córka. Kolejne fragmenty układanki
wskakiwały na swoje miejsca. Pożar Kuopio. Decyzja o oddzieleniu się od pozostałych. Łuna
za plecami, kiedy maszerowali na wschód. Czteropasmowa opustoszała droga do Joensuu.
Wygaszone systemy prowadzenia pojazdów. Samochody zamarłe na środku drogi lub
porzucone w zaspach. I cisza, jakby byli jedynymi osobami na świecie.
– Słucham, malutka? – Sam miał problem z rozpoznaniem własnego głosu.
Otępienie mijało, szybko wypierane przez strach. Siobhan nie była przyzwyczajona do
surowego klimatu Finlandii i pomimo że oddał jej swoje okrycie, znosiła marsz bardzo źle. Po
raz tysięczny pożałował, że nie poszedł z innymi na południe, do Helsinek. Jak on w ogóle
mógł ryzykować życie dziecka? Maggie przecież była dorosła, dałaby sobie radę...
– Zimno mi... Kiedy dojdziemy? – Siobhan mówiła cicho, niemal szeptem.
Od jakiegoś czasu przestała kaszleć czy nawet dygotać i Rick był niemal pewien, że nie
miało to nic wspólnego z tym, że opatulił ją w dwie kurtki i nafaszerował podwójną dawką
leków. Organizm dziecka zwyczajnie się poddawał.
– Już się zbliżamy. Niedawno widziałem tablicę. Trzy kilometry. Trzy kilometry to jak...
minuta samochodem. I już będziemy w Joensuu, u mamy – z wysiłkiem opuścił dziewczynkę na
ziemię i kucnął przy niej. Mięśnie nóg natychmiast zaprotestowały. – Myślisz, że damy radę
przejść ten kawałek?
– Nie wiem. Jestem zmęczona – dziewięciolatka, zawinięta niczym w kokon w biało–
czarną, sięgającą jej niemal do kostek narciarską kurtkę Ricka, ledwo trzymała się na nogach.
Patrzyła na niego otępiałym spojrzeniem zielonych oczu, zwykle wesołych i błyszczących,
teraz jakoś... wyblakłych, jakby usiłowała cała wtopić się w krajobraz. Wystające spod czapki
kosmyki włosów, zwykle płomieniście rude, teraz wydawały się prawie szare. – Dlaczego
mama nie dzwoni?
– Może próbuje, ale przecież nic nie działa – miał nadzieję, że zabrzmiał beztrosko.
Sięgnął do kieszeni, by wydobyć czarny prostopadłościan komunikatora. Ostentacyjnie
nacisnął kilka przycisków. – Widzisz? Popsuty.
– Aha.
– Ale mama na pewno czeka i się martwi, dlatego musimy iść szybko. Dasz radę? –
skorzystał z okazji, żeby pozacierać zgrabiałe ręce.
– Chcę spać – dziecko zadrobiło stopami ledwie widocznymi spod za długiej kurtki. –
Zróbmy przerwę.
Dunham sięgnął do kieszeni po opakowanie Thermica. Potrząsnął nim, ale nie pomogło –
kapsułki magicznie nie pojawiły się w pustym pudełku. Ostatnią dawkę zużył, kiedy zaczynali
iść po odpoczynku, chyba kilka godzin temu.
– To już blisko. – Wyrzucił opakowanie w śnieg. – Nie ma sensu spać tutaj. Zrobimy tak:
pójdziemy dalej, a żebyś się nie nudziła, będziemy sobie śpiewać zimową piosenkę.
– Na dużo zwrotek? – Przez drobną twarzyczkę Siobhan przemknął cień uśmiechu.
– Na dużo. Aż dotrzemy. – Rick poklepał córkę po ramieniu. – A teraz wskakuj na plecy,
pingwinku.
– Nie jestem pingwinkiem. – Dziewczynka zachichotała odrobinę żywiej.
– W mojej kurtce wyglądasz jak pingwinek. Biało–czarna z krótkimi nóżkami. – Rick
podniósł córkę i umieścił sobie na barkach. Płuca bolały go przy każdym oddechu, ale póki
rozmawiali, mała nie zaśnie. – Rudy pingwinek.
– Nie jestem pingwinkiem! – Siobhan pacnęła go rękawem w czoło.
– A umiesz śpiewać?
– Pewnie, że umiem!
Bo idziemy do Joensuu
By zobaczyć mamę,
Choć śnieg wszędzie dookoła
Zimie się nie damy!
Śpiew nie był głośny, ale rozbijał ciszę, tworząc enklawę ciepła na opustoszałej drodze.
Co jakiś czas Rick podskakiwał, wyrywając z podróżującej mu na ramionach córki wesołe
chichoty. Płuca bolały go potwornie, ale robił, co mógł.
Starał się nie myśleć o Maggie, o tym, co zrobią, kiedy w Joensuu nie znajdą pomocy,
kiedy trzeba będzie znowu nocować – tym razem bez leków.
Czy spotkamy podróżników
Przez północne drogi?
Niedźwiadka lub renifera
Albo trolle srogie!
Zgłoś jeśli naruszono regulamin