Shelton Helen - Przewrotna Cathie.pdf

(661 KB) Pobierz
HELEN SHELTON
Przewrotna Cathie
Tytuł oryginału: Courting Cathie
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Okropny z niego grubasek - rzekł Sam z podziwem,
kołysząc w ramionach nowo narodzonego synka swych przy-
jaciół, który wpatrywał się w niego ogromnymi, błękitnymi
oczami. - Sądząc po wadze, zapowiada się na prawdziwego
sportowca!
- Ależ Sam, on waży tylko nieco ponad trzy kilogramy
- zaoponowała Maggie, zaskoczona jego uwagą.
- Sam po prostu zbyt długo zajmował się wątłymi nowo-
rodkami - oznajmił Will, a Sam musiał przyznać mu rację.
Kiedy pracował na oddziale noworodków w Wellingtonie,
dziecko o takiej wadze uważano za bardzo duże.
- Zapewne po raz pierwszy od lat masz do czynienia
z normalnym noworodkiem - dodała Maggie z uśmiechem.
- A teraz oddaj mi go - poleciła, wyciągając ręce w stronę
synka. - Nie zaprosiliśmy cię tutaj,
żebyś
obrażał nasze ma-
leństwo.
- Prawdę mówiąc, wcale mnie nie zapraszaliście - od-
parł Sam z naciskiem, podając jej dziecko. -
Żeby
tu się
dostać, musiałem pokonać przeszkody w postaci potężnej
położnej, dwóch sióstr oddziałowych i stażystki. Ale po-
wiedz mi, jak ty się czujesz. - Musiał przyznać,
że
choć
od porodu upłynęło zaledwie osiem godzin, Maggie wy-
glądała kwitnąco.
- Wszystko mnie boli, ale jestem szczęśliwa.
- I zamierzasz niebawem wrócić do pracy, tak?
R
S
- Chciałbyś, co? - spytała ze
śmiechem.
- Czyżbyś uważał,
że
nie podołasz nowym obowiązkom?
- spytał pogodnie Will.
- Jakoś dam sobie radę - odparł Sam.
Ponieważ Maggie zamierzała wziąć co najmniej półrocz-
ny urlop macierzyński, a Will postanowił wykorzystać przy-
sługujące mu osiem tygodni wolnego, Sam zgodził się zastą-
pić go w tym czasie na stanowisku dyrektora oddziału inten-
sywnej opieki szpitala Kapiti. Maggie zwykle pełniła funkcję
zastępcy swego męża.
- Muszę wracać do pracy - oświadczył, widząc,
że
Mag-
gie rozpina koszulę, przygotowując się do karmienia piersią.
- Zostań - poprosiła, rozbawiona jego nagłym pośpie-
chem. - Usiądź, proszę. Chyba
że
to cię krępuje.
- Ależ bynajmniej - odrzekł, siadając. - On jest zdumie-
wający - dodał, przyglądając się z zachwytem dziecku, które
zaczęło zapalczywie ssać pierś matki. - Przywykłem do wi-
doku noworodków karmionych przez sondę. To wprost nie-
wiarygodne,
że
tak prędko się tego nauczył.
- Zanim tu przyszedłeś, powiedzieliśmy dokładnie to sa-
mo - oznajmiła Maggie. - Myśleliśmy,
że
będzie miał kło-
poty, ale on od razu wiedział, jak się do tego zabrać.
- Zdrowy odruch - stwierdził Sam, zafascynowany po-
czynaniami malca. - Czy to cię boli?
- Trochę szczypie.
- Położna twierdzi,
że
wszystko będzie dobrze^ kiedy
mleko zacznie prawidłowo spływać - wyjaśnił Will, siadając
obok
żony.
- W tych sprawach czujemy się jak zupełni igno-
ranci. Nikt nie domyśliłby się,
że
jesteśmy lekarzami.
- Wszystko wygląda inaczej, gdy dotyczy ciebie lub two-
jej rodziny - przyznał Sam. - Kiedy ubiegłej zimy mój ojciec
miał atak serca, dwaj kardiolodzy z Auckland przez pół go-
R
S
dżiny przedstawiali mi argumenty za i przeciw operacji by-
passu czy angioplastyki. A biedny ojciec leżał bezradnie,
czekając na decyzję, której nie byłem w stanie podjąć, bo nie
mogłem racjonalnie myśleć. W końcu powiedziałem tym le-
karzom,
żeby
sami to rozstrzygnęli.
- Jak teraz czuje się twój ojciec? — spytała Maggie.
- Dobrze. Przed kilkoma tygodniami mieliśmy pewne
kłopoty rodzinne, ale wrócił już na farmę. Mama przestała
zmuszać go do odpoczynku. W zeszłym tygodniu zwoził
siano, więc chyba jest w dobrej formie.
- Cieszy mnie to - rzekła Maggie, dotykając jego ramie-
nia. - Lubię twojego ojca. Jesteście bardzo do siebie podobni.
- Czy tą okrężną drogą chcesz dać mi do zrozumienia,
że
jestem uparty?
- Nie ma chyba innego wytłumaczenia na to,
że
wciąż
mieszkasz w tej norze w Newtown - wyjaśnił Will z naci-
skiem. - Zwłaszcza
że
zaproponowaliśmy ci wspaniałą rezy-
dencję w Wellingtonie.
Sam uniósł oczy do nieba. Odkąd Will i Maggie przepro-
wadzili się do domu na plaży, chcąc być bliżej nowego szpi-
tala, nieustannie namawiali go do kupna ich poprzedniej
posiadłości w Kelburn, podmiejskiej dzielnicy Wellingtonu.
- To wcale nie jest nora - zaprotestował.
- Nie byłaby, gdybyś ją odnowił - stwierdził Will. - Ale
czy ty kiedykolwiek znajdziesz na to czas?
- Owszem, gdy oboje wrócicie do pracy.
- Zrobiłbyś lepiej, kupując od nas ten dom. On nie wy-
maga
żadnego
remontu. Mógłbyś wprowadzić się w sobotę,
a już w niedzielę zaprosić nas na barbecue.
- Być może, ale pod warunkiem,
że
zaproponujecie roz-
sądną cenę...
- Sam, przecież to jest niezwykle rozsądna cena - prze-
R
S
rwała mu Maggie ze
śmiechem.
- Już sam widok z okien jest
jej wart. Zażądaliśmy tak niewiele tylko dlatego,
że
bardzo
go lubimy i chcemy,
żeby
zamieszkał w nim ktoś, kogo ko-
chamy.
- Na wolnym rynku sprzedalibyśmy go w ciągu tygodnia
- dodał Will. - Co ja mówię! Z takim widokiem na port
poszedłby w ciągu jednego dnia, Jednej godziny.
- On jest dla ciebie po prostu wymarzony - dodała Mag-
gie. - Poza tym Cathie też się podoba, prawda?
- Biorąc pod uwagę to,
że
ostatnio spędzamy ze sobą
bardzo mało czasu, niezbyt obchodzi mnie, co jej się podoba,
a co nie - wybuchnął Sam, natychmiast
żałując
swych słów.
- Przepraszam - dodał pospiesznie. - Chciałem tylko powie-
dzieć,
że...
się zastanowię. - Zmusił się do uśmiechu. - Dzię-
kuję wam za tę propozycję, ale wydaje mi się,
że
nie nadszedł
jeszcze odpowiedni moment na podejmowanie tego rodzaju
decyzji.
Maggie z troską zmarszczyła brwi.
- Sam, gdybyśmy mogli coś dla was zrobić...
- U nas wszystko dobrze - przerwał jej Sam, zerkając na
zegarek. - Po prostu ona ostatnio pracuje do późna. Ma dużo
obowiązków i prawie jej nie widuję. No, muszę już wracać
na oddział. Jeszcze raz wam gratuluję. - Delikatnie pogłaskał
malca po policzku. - On jest naprawdę cudowny.
Rodzice noworodka wymienili porozumiewawcze spoj-
rzenia.
- Czy wystarczająco cudowny,
żebyś
zgodził się zostać
jego ojcem chrzestnym? - spytała Maggie.
- Oczywiście - wymamrotał Sam, oszołomiony ich pro-
pozycją. - Po prostu... brak mi słów. Tak, z przyjemnością.
To będzie dla mnie wielki zaszczyt. - Pocałował Maggie
w policzek. - Dziękuję.
R
S
Zgłoś jeśli naruszono regulamin