Cunningham Elaine - Pieśni i miecze 05 Kule snów.pdf

(955 KB) Pobierz
Elaine Cunningham
KULE SNÓW
Arilyn spoglądała w bursztynowe oczy Elaitha Craulnobera, zdziwiona jego
niespodziewanym pojawieniem się.
- To zaskakujące – powiedział elf słodkim głosem, który brzmiał niemal jak pieśń. –
Sądziłem, że zastanę tu innego posłańca.
Strząsnęła jego dłoń z ramienia i stanęła w pozycji bojowej.
- Jeśli masz broń, wyciągnij ją – wycedziła przez zęby. – Twoja wiadomość zaraz zostanie
dostarczona.
Nieznanemu wizjonerowi,
który posadził stare sosny,
pod którymi rosną białe fiołki,
gdzie po raz pierwszy śniłam o elfach.
Prolog
Półorg szedł do otwartych drzwi tawerny, niosąc ostatniego z gości za sznurek, który służył
tamtemu za pasek do spodni. Mężczyzna miotał się jak ryba na haczyku i wyrzucał z siebie
słone portowe przekleństwa, jednak wydawało się to nie robić najmniejszego wrażenia na
wykidajle. Hamish, prawie siedem stóp podłości i mięśni, mógł podnieść i przenieść
dowolnego klienta „Marynowanego Rybaka” tak łatwo, jak zwykły człowiek niesie za sznurek
paczkę zawiniętych w papier ryb.
- Podnieść kotwicę i spływaj na własnych żaglach – mruknął Hamish, szykując się do
wyrzucenia wymachującego kończynami mężczyzny za drzwi. – Tak czy inaczej, zaraz
wpadniesz na mieliznę.
W tych stronach było to poważne ostrzeżenie, ale mężczyzna go nie pojął. Półorg odczekał,
aż tamten osłabnie, po czym uniósł ramiona i wyrzucił go w noc. Protesty gościa zmieniły się
w jęk, po czym rozległo się stłumione łupnięcie.
Hamish zdecydowanie zatrzasnął drzwi. Drewno zatrzeszczało o drewno, gdy półorg
założył grubą dębową zasuwę. Wyrzucony na zewnątrz gość dobijać się do zamkniętych
drzwi.
Dwie służebne przestały wycierać rozlane piwo, spojrzały na siebie ukradkiem i
westchnęły z rezygnacją. Jedna z nich, śniada, mizerna dziewczyna, której rozmarzone oczy nie
pasowały do niedożywionego ciała, rzuciła srebrną monetę na stół i sięgnęła po duży,
opróżniony do połowy kufel. Uniosła go wysoko jak szermierz, który rzuca wyzwanie, i
odwróciła się do ładnej blondynki, z którą pracowała razem w tawernie na mocnej zmianie.
- I co ty na to, Lilly? Czy skończę, zanim stary Elton straci przytomność albo wreszcie się
wyniesie?
Lilly przekrzywiła głowę i nasłuchiwała. Słabe, nieregularne uderzenia pięścią już ucichły.
Wyciągnęła z kieszeni taką samą monetę, niepomna na fakt, że stanowi ona lwią część jej
nocnych zarobków.
- Peg, stawiam na to, że skończysz – powiedziała, rzucając monetę z mną kobiety pewnej
zwycięstwa.
Potem spojrzała na półogra, który z lekkim uśmieszkiem przyglądał się znanemu mu
zakładowi.
- Będę sędzią – powiedział, unosząc oczy ku pociemniałym belkom sufitu.
Chuda barmanka kiwnęła głowa, przyjmując wyzwanie, po czym odchyliła głowę do tyłu i
zaczęła łapczywie pić. Lilly podeszła i zasłoniła jej uszy, jakby chcąc się upewnić, że zakład
będzie rozegrany sprawiedliwie.
Tak jak spodziewała się Lilly, protesty Eltona ucichły, zanim kufel Peg został osuszony do
dna. Nie miał to jednak żadnego wpływu na wynik zakładu.
Lilly poczekała, aż jej przyjaciółka skończy pić, po czym oderwała dłonie od uszu
dziewczyny i dała jej lekkiego klapsa w pośladki.
- Znowu wygrałaś, dziewczynko. Masz takie szczęście, że chyba jesteś ulubienicą Tymory.
Domyślam się, że rzuciłaś miedziaka czy dwa w stronę jej świątyni.
Zaskoczona dziewczyna przerwała w połowie zbierania nagrody.
- Tak – przyznała. – Ale nie ma niczego złego w pomaganiu szczęściu, prawda?
- Jasne, że nie, dziewczyno. – Lilly spojrzała z udawaną surowością w stronę półogra,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin