Rafaelsen Ellinor - Obietnice 14 - Cena prawdy.doc

(847 KB) Pobierz

Rafaelsen Ellinor

 

 

Obietnice 14

 

 

 

Cena prawdy

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Postacie:

Guro, Kristian, Emilie, Syver, Anna i Jonas - dzieci Gunnhild Wilhelm Bleker - mąż Gunnhild

Julie - „rka" Gunnhild i Wilhelma

Bernhard Lindt - malarz, mąż Guro


1

 

Kopenhaga, wiosna 1910 roku

 

Emilie wiedziała, jak używać oczu. Były jej bronią, jej sidłami, w które łapała mężczyzn. Zielononiebieskie promyki, otoczone długimi, ciem­nymi rzęsami, przesuwały się szybko po lokalu, podczas gdy Emilie wyławiała z tłumu interesują­ce cele, pozwalające na użycie tej broni. Niektórych mężczyzn jej wzrok pomijał zupełnie, na innych za­trzymywał sięej, by po chwili ocenić ich jako zbyt łatwe obiekty. Wtedy oczy szukały dalej. Wresz­cie, gdzieś przy stoliku obok lub na drugim końcu lokalu napotykała wzrok, który wzmagał bicie ser­ca i wzbudzał falę ciepła w jej ciele. Szybka wymia­na spojrzeń... tylko krótka, mała sekunda, potem odwracała się prędko w innym kierunku, tro­chę nieśmiało, by po chwili znów spojrzeć w oczy przeciwnika z wyraźnym zainteresowaniem. Tym razem trwało to nieco dłej, jednak po chwili znów opuszczała wzrok. Delikatny uśmiech rozświetlał jej twarz i wtedy podnosiła oczy jeszcze raz. Tym

 


razem jej spojrzenie już na stałe przylegało do nieznajomego, świdrowało go tak głęboko, jak tylko leżo to w siłach Emilie. Te mylące i prowo­kujące zmiany, przechodzenie od wyraźnego za­proszenia do nieśmiałego odwracania się, zawsze działy. Emilie nauczyła się perfekcyjnie używać wzroku, gdy pragnęła nawiązać kontakt.

Tego wieczoru jej zielononiebieski wzrok padł na ciemnowłosego, niebieskookiego mężczyznę po trzydziestce. Włosy miał zaczesane tak, by zasłonić wysokie czoło, brodę porządnie przystrzyżoną i, co nie umknęło uwadze Emilie, twarde, pewne spoj­rzenie. Gdy pogrąża się w rozmowie z sąsiadami ze stolika, udając brak zainteresowania mężczyzną wiedziała, że sieć została zarzucona. Była pewna, że nie musi się już starać. Wzbudziła zainteresowanie mężczyzny, reszta należa do niego.

Nie była więc ani trochę zaskoczona, gdy mija­c stolik mężczyzny w drodze do damskiej toalety, usłyszała jego głos:

- Wybacz, panienko... Nie mogłem nie zauważ pani niezwykłej urody. Uśmiechnął się i mrugnął do niej. - Zastanawiam się, czy nie moglibyśmy poroz­mawiać?

- Tak, to jest możliwe - odpowiedziała i znów pozwoliła swoim zielononiebieskim oczom chwilę świdrować jego wzrok.

- Czy móbym postawić pani drinka?

 


- Tak, dziękuję. Uśmiechnęła się. - Zaraz wrócę.

- Co pani pije?

- Kieliszek wina poproszę.

- Czerwone czy białe?

- Czerwone.

Emilie zniknęła w toalecie, przypudrowała nos i przyjrzała się swemu odbiciu w lustrze. Zadowolo­na z tego, co widzi, poprawiła nieco sukienkę i wró­ciła do pogrążonej w półmroku sali Hvids Vinstue, gdzie spędzały wolny czas z Gitte i innymi koleżan­kami. Wielu ze znaczniejszych mieszczan Kopenha­gi patrzyło z góry na dziewczęta bywające w takich miejscach, ale w zawody artystyczne wpisane były zachowania, które zwykle nie przystoją kobiecie. Artystki chodziły często własnymi drogami i tak na­prawdę mało kogo obchodziło to, co działo się w wi­niarniach. Życie w tych pogrążonych w półmroku lokalach, wypełnionych zapachem piwa i wina oraz zawieszonym w powietrzu dymem papierosów i cy­gar należo do artystów i innych bardziej podejrza­nych indywiduów.

Szef Emilie, włciciel księgarni, ostrzegał kil­ka razy. W teatrze nikt nie miał nic przeciwko jej bywaniu w winiarni, ale księgarz nie był zadowo­lony, gdy któryś z klientów rozpoznawał w ekspe­dientce dziewczynę, któ spotkał podczas pijackiej nocy na mieście. Wystarczyło zresztą, by ktoś zo­baczył Emilie, gdy wchodziła do jednej z winiarni

 


i wyrobił sobie zdanie na temat towarzystwa, w ja­kim się ona obraca.

Poprawiła jeszcze zbyt luź spinkę i uwolniła kilka kosmyków przy samej twarzy. Wiedziała, że dotykające lekko policzków loki dodają jej uro­ku. Potem wróciła do nieznajomego kawalera, który zdąż już zamówić dla niej kieliszek wina. Gdy siadała przy jego stoliku, zauważa ostry i zde­nerwowany wzrok Gitte. Emilie uśmiechnęła się tylko i mrugnęła do przyjaciółki, po czym przy­sunęła się do mężczyzny, odwracając się do Gitte plecami, aby uniknąć jej potępiającego wzro­ku. Wiedziała, że Gitte już od dawna jest nią znie­chęcona. Po zerwaniu z Jacobem Vinterem Emilie zdawała się być zamknięta we własnej przezroczy­stej skorupie, przez któ widać było tę samąodą dziewczynę, co przedtem. Ale gdy tylko ktoś - jakiś mężczyzna - próbował przebić się przez tę skorupę, napotykał opór nie do pokonania. Mogła flirtować, mogła uwodzić i mogła znaleźć się w sytuacji in­tymnej z kimś, komu wcześniej kilka razy pozwoli­ła skakać wokół siebie. Jednak nigdy nie dawała im szansy zbliż się do siebie. Nikomu nie pozwalała dotrzeć do myścej, czującej i ciepłej Emilie. Mogli dotknąć jej ciała, jej nagiej skóry, ale nigdy tego, co w środku. Gdy tylko orientowała się, że mężczyzna chce ją poznać, dowiedzieć się, kto kryje się za zielononiebieskimi flirtującymi oczami, Emilie natych-

 


miast wycofywała się i zrywała kontakt.

Gitte próbowała porozmawiać z nią o tym, jak się ostatnio zachowywała. Próbowała wytłumaczyć Emilie, że zmieniając mężczyzn jak rękawiczki psu­je nie tylko swą reputację, ale także siebie i swoje życie uczuciowe.

- Jeś...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin