10.Kroniki Bane'a. Ostatni bastion Nowojorskiego Instytutu.pdf

(251 KB) Pobierz
Kroniki Bane'a
,,Ostatni bastion
Nowojorskiego
Instytutu”
Cassandra Clare
Sarah Rees Brennan
Maureen Johnson
Tłumaczenie i korekta:
Drużyna Dobra
Drużyna Dobra
http://chomikuj.pl/Druzyna_Dobra
Kielich, Stela, Miecz Anioła – zabijemy dziś demona
https://www.facebook.com/ShadowhuntersPoland
Nowy Jork, 1989 rok
Mężczyzna był za blisko. Opierał się o skrzynkę jakieś sześć stóp od Magnusa
i jadł byle jakiego hot doga z Gray's Papaya
1
polanego chilli. Gdy skończył, zgniótł
opakowanie poplamione sosem i rzucił je na ziemię, w kierunku Magnusa, po czym
włożył dłonie w kieszenie swojego dżinsowego płaszcza i nie obejrzał się za siebie.
Wyglądało to tak, jakby jakieś zwierzę porzucało swoją ofiarę.
Magnus miał zwyczaj zwracać na siebie uwagę. Jego ubrania wręcz się o to
prosiły. Miał na sobie srebrne martensy, artystycznie podarte i ogromne dżinsy, tak
ogromne,
że
przed zsunięciem chronił je tylko wąski srebrny pasek, a do tego bardzo
duży różowy t-shirt odsłaniający obojczyki i kawałek klatki piersiowej - był to rodzaj
ubrań tworzonych przez ludzi, którzy myśleli tylko o nagości. Całe ucho zdobiły
małe kolczyki, kończąc się jednym większym, w kształcie dużego srebrnego kota w
koronie i z uśmiechem na pyszczku. Na wysokości serca znajdował się srebrny
wisiorek Ankh
2
. Na ramiona zarzucił dopasowaną skórzaną kurtkę obszytą
koralikami, bardziej chcąc eksponować ozdoby niż chronić się przed nocnym
powietrzem. Strój dumnie uzupełniał irokez zakończony ciemnoróżowym paskiem.
Czarownik opierał się o zewnętrzną
ścianę
kliniki West Village długo po
zmroku. To wystarczyło, by wywabić na zewnątrz to, co najgorsze w niektórych
ludziach. Była to klinika dla chorych na AIDS. Nowoczesny dom zarazy. Zamiast
ukazywać współczucie, czy rozsądek bądź troskę, wielu ludzi patrzyło na klinikę z
nienawiścią i wstrętem. Każdy wiek, nie ważne jak oświecony, pełen był tej samej
ciemności, ignorancji i strachu.
-
Świr
- powiedział w końcu mężczyzna.
Magnus zignorował to i kontynuował czytanie książki Gildy Radner "To
zawsze jest coś" w słabym fluorescencyjnym
świetle
padającym od wejścia do
kliniki.
Teraz zirytowany brakiem odpowiedzi człowiek zaczął mamrotać coś pod
nosem. Magnus nie słyszał, co tamten mówił, ale mógł zgadywać. Obelgi na temat
seksualności Magnusa, nie miał co do tego wątpliwości.
- Dlaczego sobie stąd nie pójdziesz? - zapytał Magnus, przerzucając stronę. -
Wiem, całonocny salon. Mogą się pozbyć twojej monobrwi w jednej chwili.
Nie była to odpowiednia do powiedzenia rzecz, ale czasami po prostu takie coś
padało z ust. Jedynie będąc
ślepym
bądź głupio ignoranckim mógłbyś nie zauważyć,
przynajmniej w części, pęknięć na krawędzi.
- Co powiedziałeś?
1
2
Taka budka z
żarciem
|K.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Anch
|K.
Akurat w tym momencie obok przeszło dwóch gliniarzy. Rzucili spojrzenia ku
Magnusowi i nieznajomemu. Spojrzenia te emanowały ostrzeżeniem, gdy były
skierowane ku tamtemu mężczyźnie, a słabo skrywanym wstrętem, gdy patrzyli na
Magnusa. Trochę bolało, ale Magnus przywykł do tego. Dawno temu przysiągł,
że
nikt go nie zmieni - ani Przyziemni nienawidzący go za jedno, ani Nocni Łowcy
polujący na niego z jeszcze innego powodu.
Mężczyzna odszedł, ale rzucał mu spojrzenia przez ramię.
Magnus wsunął książkę do kieszeni. Dochodziła dwudziesta i było już
naprawdę zbyt ciemno,
żeby
czytać, poza tym został rozproszony. Rozejrzał się.
Zaledwie kilka lat temu było to jedno z najbardziej tętniących
życiem
miejsc, pełnym
kawiarni i pięknych zakątków. Teraz kawiarnie wydawały się niemal puste. Ludzie
chodzili szybko. Tak wielu wspaniałych ludzi umarło. Z miejsca, w którym stał,
Magnus widział apartamenty dawniej zajmowane przez przyjaciół i kochanków.
Gdyby skręcił za róg i szedł przed siebie pięć minut, w większości mijanych okien
zobaczyłby ciemność.
Przyziemni umierali tak łatwo. Bez względu na to, ile razy to widział, nigdy
nie było łatwiej. Teraz
żył
już wieki i nadal czekał, by lepiej znosić
śmierć.
Zwykle z tego powodu unikał tej ulicy, lecz dzisiejszego wieczoru czekał, aż
Catarina skończy swoją zmianę w klinice. Przestąpił z nogi na nogę i mocniej owinął
się kurtką, przez chwilę
żałując, że
podjął decyzję bazując na modzie, zamiast na
cieple i komforcie. Lato trwało krótko, a teraz drzewa szybko gubiły liście. Liście
szybko opadały, przez co ulice pozostawały odsłonięte. Jedynym jasnym akcentem
był mural
3
Keith Haringa
4
na
ścianie
kliniki - jasne postacie z kreskówek
namalowane podstawowymi kolorami tańczyły razem, a nad nimi wszystkimi unosiły
się serca.
Rozmyślania Magnusa przerwał nagły powrót mężczyzny, który najwyraźniej
obszedł budynek dookoła, nie dając sobie spokoju z powodu komentarza
Czarownika. Tym razem podszedł do Magnusa i stanął naprzeciwko niego tak,
że,
niemal stykali się twarzami.
- Serio? - powiedział Magnus. - Odejdź. Nie jestem w nastroju.
W odpowiedzi mężczyzna wyciągnął scyzoryk i otworzył go. Mała odległość
między nimi oznaczała,
że
w pobliżu nie ma nikogo, kto mógłby to zobaczyć.
- Zdajesz sobie sprawę - powiedział Magnus, nie patrząc na czubek noża tuż
przed jego twarzą -
że
stojąc tak blisko siebie wyglądamy, jakbyśmy się całowali. A
to jest dla mnie strasznie krępujące. Mam o wiele lepszy gust co do mężczyzn.
- Myślisz,
że
tego nie zrobię,
świrze?
Ty...
Czarownik uniósł rękę. Spomiędzy jego palców buchnął gorący, niebieski
błysk, a w następnej chwili jego napastnik poszybował w poprzek chodnika, po czym
upadł i uderzył głową o hydrant. Przez chwilę, gdy mężczyzna w ogóle się nie ruszał,
3
http://pl.wikipedia.org/wiki/Mural |K.
4
http://pl.wikipedia.org/wiki/Keith_Haring
|K.
Magnus zmartwił się,
że
zabił go przez przypadek, ale wtedy zobaczył,
że
zaczyna
się poruszać. Spojrzał w górę na czarownika zmrużonymi oczami, a na jego twarzy
malowały się wściekłość i strach. Był wyraźnie oszołomiony tym, co się właśnie
stało. Po czole spływała mu strużka krwi.
W tej chwili pojawiła się Catarina. Szybko oceniając sytuację podeszła prosto
do poszkodowanego człowieka i przyłożyła mu rękę do głowy, tym samym tamując
krwawienie.
- Zostaw mnie! - krzyknął. - Przyszłaś stamtąd! Zostaw mnie! Masz na sobie to
wszystko!
- Ty idioto - powiedziała Catarina. - W ten sposób nie zarazisz się HIV. Jestem
pielęgniarką. Pozwól mi...
Nieznajomy odepchnął Catarinę i podniósł się na nogi. Stojący po drugiej
strony ulicy przechodnie przyglądali się z lekkim zaciekawieniem incydentowi, ale
gdy mężczyzna się podniósł, stracili zainteresowanie.
- Proszę bardzo - powiedziała do wycofującego się człowieka. - Osioł. -
Odwróciła się do Magnusa. - Wszystko w porządku?
- Nic mi nie jest - odpowiedział. - To nie ja krwawiłem.
- Czasami chciałabym po prostu pozwolić komuś się tak wykrwawić -
stwierdziła Catarina, wyjmując chusteczkę i wycierając ręce. - Co tu robisz, tak poza
tym?
- Przyszedłem,
żeby
cię odprowadzić do domu.
- Nie musiałeś tego robić - powiedziała z westchnieniem. - Nic mi nie jest.
- Tu nie jest bezpiecznie. A ty jesteś zmęczona.
Catarina przechyliła się lekko na bok. Magnus złapał ją za rękę. Była tak
zmęczona,
że
czarownik widział jak jej czar znika na moment. Spoglądał na rękę, za
którą ją trzymał, na jej przebłysk błękitu.
- Nic mi nie jest - powiedziała ponownie, ale już bez zapału.
- Tak - zripostował Magnus. - Oczywiście. Wiesz,
że
jeśli nie zaczniesz o
siebie dbać, to zmusisz mnie,
żebym
zabrał cię do siebie i zaczął wciskać w ciebie
moją okropną magiczną zupę z tuńczyka, dopóki nie poczujesz się lepiej.
Catarina zaśmiała się.
- Wszystko, tylko nie zupa z tuńczyka.
- Więc zjedzmy coś. Chodź. Zabiorę cię do Veselki. Potrzeba ci trochę gulaszu
i dużego kawałka ciasta.
Szli na wschód w ciszy, stąpając po
śliskich
i mokrych stosach liści.
Veselka była cicha, a oni dostali stolik przy oknie. Ludzie wokół nich
rozmawiali po rosyjsku, palili i jedli gołąbki. Magnus zamówił kawę i rugelach
5
.
5
Żydowskie
kruche rogaliki |K.
Catarina poprosiła o dużą miskę barszczu, talerz smażonych pierogów z cebulą i mus
jabłkowy, trochę ukraińskich klopsików oraz kilka wiśniowo-limonkowych drinków.
Po zjedzeniu tego wszystkiego zamówiła na deser talerz naleśników z serem i
dopiero wtedy znalazła siłę, by mówić.
-
Źle
się tam dzieje - stwierdziła. - To trudne.
Mało było tego, co mógł powiedzieć Magnus, dlatego po prostu słuchał.
- Pacjenci mnie potrzebują - powiedziała, poruszając słomką kostkę lodu w
pustej szklance. - Niektórzy lekarze... ludzie, którzy powinni wiedzieć lepiej - nawet
tych pacjentów nie dotykają. I to jest straszne, ta choroba. Sposób, w jaki słabną. Nikt
nie powinien umierać w ten sposób.
- Nie - powiedział Magnus.
Catarina jeszcze przez chwilę bawiła się słomką i lodem, a potem odchyliła się
na oparcie i westchnęła głęboko.
- Nie mogę uwierzyć,
że
akurat teraz
Nephillim
sprawiają kłopoty, po tych
wszystkich latach - powiedziała, pocierając ręką twarz. - Niemniej, dzieci Nephillim.
Jak to się w ogóle stało?
To właśnie z tego powodu Magnus czekał przed kliniką,
żeby
odprowadzić
Catarinę do domu. Nie dlatego,
że
dzielnica była zła - nie była taka. Czekał na
Catarinę, ponieważ niebezpiecznie było teraz Podziemnym poruszać się samotnie.
Nie mógł uwierzyć,
że
Podziemny
Świat
był teraz pełen chaosu i strachu przez
działania gangu głupich młodych Nocnych Łowców.
Kiedy kilka miesięcy temu usłyszał plotki, po prostu przewrócił oczami. Banda
Nocnych Łowców, zaledwie dwudziestolatków, niemal dzieci, zbuntowała się
przeciwko prawom swych rodziców. Wielka sprawa. Clave, Przymierze i starsi, a
także stare, szanowane zasady zawsze były dla Magnusa idealnym przepisem na bunt
młodzieży. Grupa ta nazywała siebie Kręgiem, powiedział jeden z Podziemnych, a
dowodził nimi charyzmatyczny chłopak o imieniu Valentine. Grupa ta składała się z
najzdolniejszych wojowników ich pokolenia.
Członkowie Kręgu mówili,
że
Clave nie powinno tak zawzięcie pertraktować z
Podziemnymi. Tak właśnie obracało się koło, przypuszczał Magnus, generacja za
generacją - od Aloysiusa Starkweathera, który pragnął wilkołaczych głów na
ścianie,
do Willa Herondale'a, który próbował, choć nigdy mu się to nie udało, ukryć swe
otwarte serce. Dzisiejsza młodzież najwyraźniej twierdziła,
że
polityka Clave
polegająca na chłodnej tolerancji jest zbyt szczodra. Dzisiejsza młodzież chciała
walczyć z potworami i niby przypadkiem doszła do wniosku,
że
osoby pokroju
Magnusa są potworami, co do jednego. Wyglądało to tak, jakby przyszedł sezon na
nienawiść do całego
świata.
Krąg Valentine'a nie uczynił jeszcze zbyt wiele. Być może nigdy nie zrobią
wiele. Ale zrobili wystarczająco. Opuszczali z Idris, przechodzili przez Portale i
podróżowali do Instytutów w innych miastach, a tam gdzie byli, ginęli Podziemni.
Zawsze byli Podziemni łamiący Porozumienia i Nocni Łowcy odpłacający im
Zgłoś jeśli naruszono regulamin