Ruiny Gorlanu 7.pdf

(140 KB) Pobierz
Rozdział 11
Sir Rodney opierał się o ogrodzenie z bali
otaczające obszar ćwiczeń i przyglądał się
nowym
kadetom Szkoły Rycerskiej, wprawiającym
się w sztuce fechtunku. W zamyśleniu
drapał się po
brodzie, obserwując każdego z dwudziestu
nowych rekrutów, lecz za każdym razem
wzrok
jego powracał do jednego z nich -
barczystego, wysokiego chłopaka z
sierocińca, którego
przyjął na termin podczas ceremonii
Wyboru. Przez chwilę nie mógł sobie
przypomnieć jego
imienia. Horace. Tak, Horace.
Ćwiczenia odbywały się według ustalonego
schematu. Każdy z chłopców, ubrany w
kolczugę i
hełm oraz uzbrojony w tarczę, miał za
przeciwnika solidny drewniany słup
wysokości
człowieka, owinięty słomą i obity twardą
skórą. W przekonaniu Rodneya ćwiczenie
szermierki
1
mieczem nie miało sensu bez obciążenia w
postaci tarczy, hełmu i zbroi, które zawsze
towarzyszy walczącym podczas bitwy.
Uważał, że chłopcy powinni od razu się do
niego
przyzwyczaić, ucząc się, jak sobie radzić z
ograniczeniami ruchu powodowanymi
przez te
osłony.
Poza kolczą zbroją, stalowym nakryciem
głowy i pawężem, każdy z ćwiczących
uzbrojony był
przede wszystkim w ćwiczebny miecz
pochodzący ze zbrojowni. Była to broń
wykonana z
drewna, nieprzypominające prawdziwego
miecza, choć miała podobną, oprawioną w
skórę,
rękojeść a także jelec. W gruncie rzeczy
były to długie, płaskie deski z twardego,
sezonowanego
drewna, ważyły jednak tyle samo co broń
wykonana ze stali, cechowały się też
wyważeniem,
jakie posiadały prawdziwe miecze.
W miarę postępów w nauce adepci
2
przechodzili później do ćwiczeń ze
stalowymi mieczami,
choć na razie miały one jeszcze głownie
stępione na czubku i krawędziach. Póki co
od tej
chwili kadetów dzieliły jeszcze całe
miesiące, podczas których następował
odsiew kandydatów
nienadających się do wojennego rzemiosła.
Zazwyczaj około jedna trzecia uczniów
Szkoły
Rycerskiej odpadała podczas kluczowych
trzech miesięcy morderczego treningu.
Czasem
postanawiał o tym sam uczeń; w innych
przypadkach decyzję podejmował któryś z
nauczycieli,
a niekiedy nawet sam sir Rodney. Szkoła
Rycerska rządziła się własnymi, twardymi
zasadami.
Dziedziniec ćwiczebny rozbrzmiewał
głuchym łomotem kijów o grubą, spłowiała
od słońca i
stwardniałą od deszczu skórę. Sir Karel
rzucał komendy, kierując ruchami swych
podopiecznych.
3
Pięciu trzeciorocznych kadetów, którymi
kierował sir Morto, asystujący sir Karelowi
w
nadzorze nad drylem szermierczym,
przechadzało się wzdłuż rzędów
ćwiczących, zwracając
uwagę na szczegóły dotyczące
podstawowych uderzeń mieczem: czasem
poprawiali nieprawidłowo
wykonany ruch, innym razem korygowali
kąt uderzenia lub zwracali kadetowi uwagę,
że
trzyma tarczę zbyt daleko od siebie podczas
zadawania ciosu.
Ćwiczenia były nudne i monotonne, w
dodatku popołudniowe słońce grzało
mocno. Były to
jednak ćwiczenia niezbędne, bowiem od
prawidłowego opanowania podstawowych
uderzeń
mogło zależeć życie lub śmierć każdego z
tych chłopaków - kiedyś, w przyszłości.
Teraz musieli
je opanować do perfekcji, by wykonywać
ruchy instynktownie, bez zastanowienia.
Karel wykrzykiwał komendy jednej z
4
podstawowych sekwencji uderzeń.
Przyglądając się
Horace'owi, Rodney zauważył, że od czasu
do czasu chłopak dodaje jeszcze jedno
uderzenie, a
pomimo to nie wypada z rytmu.
Karel rozpoczął właśnie kolejny zestaw
ćwiczeń; sir Rodney przyglądał się uważnie
Horace'owi.
- Pchnięcie! Z boku! Z lewej! Z prawej! Z
lewej zza głowy!
Znowu! Gdy Kareł rzucił komendę do
ostatniego uderzenia, Horace wykonał je,
lecz niemal
natychmiast potem zadał jeszcze jedno, tym
razem z tej samej strony, ale w bok
wyimaginowanego przeciwnika,
wykorzystawszy siłę odbicia drewnianego
miecza od
skórzanego manekina. Cios ten zadany był z
tak zdumiewającą prędkością i siłą, że w
czasie
prawdziwej walki byłby nie do obrony,
zabójczy dla potencjalnego przeciwnika,
który żadną
miarą nie zdążyłby opuścić tarczy
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin