Dyvonne - Romantyczne małżeństwo.pdf

(547 KB) Pobierz
Dyvonne
Romantyczne małżeństwo
Rozdział 1
Do paryskiego oddziału banku angielskiego „Comtes
Reunis" weszła wytworna i majestatyczna lady Małgorzata
Helster, księżna de Foringham. Księżna de Foringham, biała
jak narcyz, złotowłosa jak gwiazda, była w Paryżu królową
angielskiej kolonu. Woźni skłonili się z uszanowaniem dla jej
majątku i urody. Dał się słyszeć szmer podziwu i uwielbienia
stenotypistek zaalarmowanych przez chłopca na posyłki.
Dziewczęta, zawsze gdy zjawiała się ta wielka pani, uchylały
drzwi, by jej się przyjrzeć.
Bank „Comtes Reunis" znajdował się przy krętej,
przypominającej zaułki starego Paryża ulicy Pillet - Will.
Położona między bulwarem Haussmanna a bulwarem des
Italiens, jakby uciekła od hałasu i szalonej wrzawy wielkich
arterii, pozostała cicha i spokojna jak kasa na pieniądze.
Można by niemal powiedzieć, że sama jest taką olbrzymią
kasą. Ile milionów nagromadzono w opancerzonych
piwnicach tych wysokich, kamiennych gmachów! Ile
miliardów krąży jak nieprzerwany potok, ciepły Golfstrom,
pomiędzy poszczególnymi buchalteriami tych firm. Wystarczy
bowiem jedno pociągnięcie pióra obciążającego lub
odciążającego rachunek, aby banki przesyłały sobie
wzajemnie lub wycofywały pokaźne sumy. A jednak te
interesy, prowadzone na wielką skalę, podlegają gorączce
giełdowej, wahaniom walutowym, które powoduje gdzieś,
bardzo daleko, jakiś wylew czy pożar pochłaniający miliony w
którejś z prowincji Brazylii lub w okręgu naftowym na Uralu.
Lecz tego rodzaju katastrofy nadwerężają tylko rachunki.
I nawet wewnątrz ciche korytarze są tak wyścielone
dywanami, że bank mógłby się zapaść zupełnie
niepostrzeżenie, bez śladu...
Lady Małgorzata, wchodząc tego popołudnia do banku
angielskiego, dostrzegła wokoło tylko przedsionki z głębokimi
skórzanymi kanapami i wielkimi mapami świata, na których
mnóstwo czerwonych punktów wskazywało czterysta
oddziałów banku Wilsona, począwszy od oddziału A przy
ulicy Pillet - Will w Paryżu, aż do oddziału GZ, wśród lodów
Georgii, w północnej Kanadzie. Księżna de Foringham
słyszała tylko dzwonki telefonów i niemal nieuchwytny stuk
maszyn do pisania. Nic jednak nie zdradzało znacznych
przesunięć kapitałów, decydujących o upadłości całych
państw.
Lady Helster chciała pomówić z dyrektorem, panem
Janem Bertonem.
- Pana dyrektora nie ma - odparł woźny.
- Może mógłbym go zastąpić - powiedział, zbliżając się
Gerard Pasquier, młody, wysoki szatyn o falujących włosach.
- Niewątpliwie - przyzwoliła księżna z uśmiechem. -
Pragnę jedynie zasięgnąć informacji dla mego męża, który
bawi obecnie z misją dyplomatyczną w Berlinie.
Zanim jednak wypowiedziała zdanie, zwrócone do
Gerarda Pasquiera, wsunął się zręcznie pomiędzy księżnę a jej
rozmówcę inny młodzieniec, który ostentacyjnie zajął miejsce
Pasquiera.
- Raczy pani wejść do mego biura - zaproponował.
Lady Helster wydawała się przez sekundę zmieszana.
Zobaczyła, że piękny Gerard usunął się bez słowa sprzeciwu
przed Jackiem Harvey'em, prawdziwym Brytyjczykiem,
upiększanym kosmetykami i sztywnym jak kij. Domyśliwszy
się, że Anglik zajmuje w banku wyższe stanowisko od
Francuza, nie nalegała i weszła do biura Jacka.
Gerard, patrząc, jak znika, nie okazywał zdziwienia, lecz
mruknął przez zęby:
- Oczywiście... byłem niemądry... czyż posiadam biuro,
godne księżnej?
I podczas, gdy Jack odpowiadał na pytania wielkiej pani w
uroczystym, z przepychem urządzonym gabinecie, Gerard
wrócił do swoich obowiązków.
Och! Jego biuro było zupełnie inne, skromnie urządzone,
lecz na biurku... może to trochę niestosowne?... stała w
szklance róża! Przepiękna, śmiała róża, kpiąca sobie z banku,
cyfr i abstrakcji! Porównajmy Jacka z Pasquierem. Obaj nie
mają jeszcze trzydziestu lat. obaj są smukli, zdrowi i piękni.
Jack jest wypielęgnowany jak Anglik; Gerard jest równie bez
zarzutu, a przy tym cechuje go jakaś nieokreślona fantazja...
Krawat wiąże miękko i artystycznie, a włosy układa w lekkie
fale. Widać, że nie jest „człowiekiem - cyfrą". W jakimś
kąciku jego umysłu niewątpliwie kryje się trochę poezji, tak
jak w rogu jego biurka znajduje się róża i piękny portret
młodej dziewczyny.
Jack i Gerard są siostrzeńcami baroneta Edgara Wilsona,
finansisty, udzielającego posłuchania królom i człowieka
nieposzlakowanej uczciwości. Obaj młodzieńcy są więc
kuzynami, ale gdy Laura Wilson, matka Jacka, wyszła za
Harveya, Ania, matka Jacka, wyszła za Rajmunda Pasquiera,
Francuza, co nie podobało się sir Edgarowi. Nie dlatego, że
Rajmund Pasquier był Francuzem - sir Edgar należał zawsze
do zagorzałych przyjaciół Francuzów - lecz dlatego, że
Rajmund Pasquier był artystą, cyganem niezdolnym do
stałego zajęcia i dlatego, że zmarł w nędzy. Gerard
odziedziczył po ojcu fantazję, lecz po matce odwagę i
wytrwałość Wilsonów. Znał włoski i angielski. Jego prezencja
wydawała się jednak sir Edgarowi nie dość poważna.
Finansista był przekonany, że Gerard „źle skończy", to
znaczy, że zacznie pisać powieści. Wilson umieścił go w
swym banku i, jakkolwiek Gerard wykonywał swą pracę
starannie, nie dawał mu wyższego stanowiska, wysuwając na
pierwszy plan Jacka, tego szczęśliwca, zawsze zapiętego na
osiem guzików, gdyż, zdaniem stenotypistki, Chipette, Jack
był za wysoki, aby cztery wystarczały.
Mimo że Pasquier wściekał się z powodu tej różnicy w
traktowaniu, nie zazdrościł kuzynowi i obaj żyli wygodzie.
Toteż gdy Teodor z połowicznym uszanowaniem (dla
Pasquiera wszystko ograniczało się do połowy), przyszedł
Gerardowi powiedzieć, że pan Harvey prosi go do siebie,
Pasquier pośpieszył do kuzyna. Może spodziewał się ujrzeć
znowu śliczną księżnę...
Lecz gdy wszedł do biura Jacka, lady Helster już tam nie
było.
- Wybacz, mój kochany - rzekł Jack na jego widok - że
wprowadziłem księżnę de Foringham do mego biura...
- Nie usprawiedliwiaj się. To ja straciłem głowę. Harvey
zaczął się śmiać.
- Można ją stracić. Skoro księżna odeszła, pomówmy o
interesach. Wszak wiesz, że Petroleum Company złożyła u nas
trzysta milionów. Ładny kąsek, co? Poza tym dowiedziałam
się przed chwilą, że nasz kochany dyrektor Berton wraca
dopiero w przyszłym tygodniu. Będziesz chwilowo szefem. Ja
wyjeżdżam dziś wieczór.
- Na inspekcję po całym kraju?
- Tak. Żona zdecydowała się mi towarzyszyć. Najpierw
pojedziemy na południe: Hyeres, Maures, Saint - Raphael,
Cannes, Mentona i wpadniemy do Włoch. Tam żona zatrzyma
się na dłużej, a ja wrócę sam przez Pireneje.
- Gdzie zastaniesz śniegi.
- W Biarritz nie brak słońca.
- Jednym słowem piękna podróż?
- Cudowna!
Gerard powinszował mu serdecznie, otrzymał zlecenia i
życzył szczęśliwej podróży.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin