Palmer Diana - Muzyka miłości.pdf

(537 KB) Pobierz
DIANA PALMER
Muzyka
miłości
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Przykro jest kończyć trasę koncertową, pomyślała Sabina
Cane, obserwując elektryków demontujących reflektory na
widowni. Ostatniego wieczoru grał w tej sali jej zespół. Bi­
lety rozeszły się błyskawicznie. Na szczęście trasa należała
do udanych. Przedtem różnie się wiodło rockowej kapeli
i dlatego po uregulowaniu należności muzykom pozostał je­
dynie skromny zysk. Sabina zastanawiała się czasem, kiedy
osiągnie finansową stabilizację. Podniosła dumnie głowę i,
ubawiona swoimi obawami, wybuchnęła śmiechem. Najważ­
niejsze, że może robić to, co najbardziej lubi. Gdyby przestała
śpiewać, życie straciłoby sens, a więc powinna być wdzięcz­
na losowi, że pracuje w wymarzonym zawodzie. Poza tym
zespół „Pył i piach" miał dobrą passę; czekały ich dwutygo­
dniowe występy w jednym z najlepszych klubów Nowego
Orleanu, skąd pochodzili. W czasie trasy koncertowej zyskali
spory rozgłos.
Ruszyła w stronę zaśmieconego przejścia między siedze­
niami. Uśmiechała się przyjaźnie i współczująco do znużo­
nych techników demontujących sprzęt nagłaśniający. Nocna
praca nie należy do przyjemności, ale następnego dnia mu­
sieli być w Nowym Orleanie i rozpocząć próby. Nie mieli
czasu do stracenia.
Przeciągnęła się leniwie. Nadal miała na sobie sceniczny
6
MUZYKA MIŁOŚCI
kostium: jedwabne szorty, obcisłą koszulkę naszywaną ceki­
nami oraz pirackie buty z wysokimi cholewkami. Strój pod­
kreślał jej szczupłą figurę, a skąpe jedwabne kostiumy sta­
nowiły znak rozpoznawczy wokalistki. Mówili o niej: śpie­
wająca księżniczka w jedwabiach. Miała ciemne falujące
włosy sięgające talii, szare oczy jaśniejące srebrzystym bla­
skiem, porcelanową cerę i długie rzęsy, które większość fo­
tografów w pierwszej chwili brała za sztuczne.
Albert Thorndon stał w pobliżu sceny. Rozmawiał
z Dennisem Hartem, managerem odbywającego tournee ze­
społu i agentem muzyków w jednej osobie. Ten młody męż­
czyzna był także dobrze zapowiadającym się dziennikarzem;
w każdej dziedzinie doskonale sobie radził. Sabina uśmiech­
nęła się promiennie do współpracownika i pomachała ręką
Alowi.
Należał do grona jej najbliższych przyjaciół. Poznała ich
Jessika, z którą przyjaźniła się od dzieciństwa. Jess kochała
się w Alu; była jego sekretarką w biurze koncernu naftowego
Thorndonów. Młody mężczyzna nie wiedział o jej bezna­
dziejnym zauroczeniu, a Sabina zachowywała dyskretne mil­
czenie. Była lojalna wobec przyjaciółki. Od czasu do czasu
wybierali się gdzieś we trójkę. Na początku znajomości Sa­
bina odniosła wrażenie, że Al się nią interesuje, ale szybko
dała mu do zrozumienia, że nic z tego nie będzie. Nie miała
ochoty ani na romans, ani na trwały związek. Mężczyźni jej
nie obchodzili. Od tamtej pory Al przyjaźnił się z Sabiną.
Właśnie on załatwił rockowej kapeli występy jednym z naj­
lepszych klubów Nowego Orleanu. Natychmiast wsiadł do
prywatnego samolotu i przyleciał z Luizjany, by oznajmić
MUZYKA MIŁOŚCI
7
przyjaciółce dobrą nowinę. Sabina zastanawiała się, czy wie
o tym starszy brat Ala.
Wiele słyszała o Hamiltonie Reganie Thorndonie Trze­
cim. Nie lubiła takich opowieści. Najbliższy krewny Ala
kierował rodzinnym koncernem naftowym z siedzibą w No­
wym Orleanie. Uchodził za rekina finansjery. Mówiono, że
jest prawdziwym donżuanem; podobno złamał już wiele ko­
biecych serc. Sabina czuła instynktowną niechęć do takich
mężczyzn. Cieszyła się, że Al nie zaprasza jej na organizo­
wane przez rodzinę Thorndonów bankiety i przyjęcia. Na­
wiasem mówiąc, bliskich krewnych miał zaledwie garstkę.
Było tylko dwóch braci oraz wdowa po Thorndonie-seniorze,
która większą część roku spędzała w Europie. Al rzadko
opowiadał o rodzinie.
Sabina często się temu dziwiła. Al prawie nie wspominał
o rodzinie i niechętnie się z nią kontaktował. Jessika przepra­
cowała dwa lata jako jego osobista sekretarka, a mimo to nie
miała wstępu na teksańskie rancho Thorndonów oraz na
organizowane tam firmowe przyjęcia. Sabina niekiedy się
zastanawiała, czemu właściwie ona sama nie jest zapraszana,
ale unikała niepotrzebnych pytań. Przez jakiś czas sądziła, że
Al nie chce, by kontaktowała się z jego bliskimi, bo miała
burzliwą przeszłość. Wpadła w furię, ale gdy wyszło na jaw,
że Jessika także nie figuruje na liście gości, szybko ochłonęła.
Al z pewnością nie znał żadnych szczegółów z jej życia.
Jedyną wtajemniczoną była Jess - osoba wyjątkowo dys­
kretna.
Al mruknął coś na odchodnym do Dennisa, pomachał mu
ręką na pożegnanie i podbiegł do Sabiny. Rozradowanymi,
zielonymi oczyma z aprobatą popatrzył na dziewczynę ubra-
8
MUZYKA MIŁOŚCI
ną w sceniczny kostium z niebieskiego jedwabiu o srebrzy­
stym połysku. Strój podkreślał długie, zgrabne, opalone nogi
piosenkarki, która parsknęła śmiechem, czując na sobie ta­
ksujące spojrzenie kolegi. Często tak sobie żartowali.
- Jest na co popatrzeć, księżniczko - oznajmił roześmia­
ny Al, brunet równy wzrostem Sabinie.
- Naprawdę? Jesteś tego pewny? - Zamarła w efektow­
nej pozie.
- Królestwo za aparat fotograficzny! -jęknął Al. - Gdzie
kupujesz stroje? Podkreślają wszystko, co trzeba.
- Sama je szyję - odparła i roześmiała się, widząc jego
zaskoczoną minę. - Skończyłam kurs kroju i szycia. Lubię
to zajęcie. Odpręża mnie, gdy nie śpiewam.
- Prawdziwa z ciebie domatorka - żartował Al.
- Owszem, drogi panie - oznajmiła z chytrą minką. -
Umiem prowadzić dom.
- W swoim maleńkim mieszkanku nie masz pola do po­
pisu - westchnął Al. - Śmiech na sali! Podłogę myjesz pew­
nie chusteczką do nosa.
- Domek ciasny, ale własny - odparła stanowczo.
- Mieszkałabyś wygodniej, gdybyś nie rozdawała forsy
na prawo i lewo. Wszystkim pomagasz i dlatego stać cię
tylko na używane meble i telewizor. Masz zbyt miękkie ser­
ce. Nic dziwnego, że brak ci pieniędzy.
- Wielu moim sąsiadom powodzi się znacznie gorzej niż
mnie - przypomniała mu Sabina. - Jeśli nie wierzysz, że
ubodzy nadal istnieją, chętnie cię przedstawię kilku moim
znajomym. Przekonasz się, z jakim trudem wiążą koniec
z końcem.
- Wiem, o co ci chodzi. Nie musisz mi tego tłumaczyć.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin