Moccia Federico - Mężczyzna, którego nie chciała pokochać.pdf

(1787 KB) Pobierz
Moccia Federico
Mężczyzna, którego nie chciała
pokochać
Ona jest wybitną, uznaną na całym świecie pianistką. Muzyka to
jej największa miłość. Prywatnie jest związana z Andreą, dobrze
zapowiadającym się architektem. Pewnego dnia Andrea ulega
tragicznemu wypadkowi. Kiedy lekarze walczą o jego życie, Sofia
przysięga Bogu, że jeżeli ocali Andreę, ona porzuci grę na
fortepianie. Operacja się udaje, ale życie tych dwojga nie będzie już
takie jak kiedyś...
On jest bogatym i przystojnym mężczyzną. Ma wszystko - domy na
całym świecie, samoloty, luksusowe samochody, a nawet własną
wyspę. Jest zimny, cyniczny, wyrachowany. Pewnego dnia podczas
porannego joggingu chowa się przed deszczem w pobliskim kościele.
Zauważa tam Sofię, która przysłuchuje się próbie dziecięcego chóru,
i jest nią urzeczony. Postanawia zaprosić ją na kawę, ale Sofia, trochę
wbrew sobie, odmawia. On jednak ma już gotowy plan.
Piękno to ekstaza, to coś prostego
jak drut. Cóż o nim można by jeszcze powiedzieć?
Jest jak zapach róży:
można je wąchać, i to już wszystko.
William Somerset Maugham (przel. W. Tatarkiewicz)
Z pożądaniem walczyć trudno;
sprzedaje się ono bowiem za cenę duszy.
Heraklit
Muzyka jest kobietą.
Richard Wagner
1
O zachodzie słońca jaskółki fruwały nisko nad ziemią. Co jakiś czas
przelatywały pod portykiem starej kamiennej willi o grubych i mocnych
murach. Wewnątrz ogromne schody z ciemnego drewna prowadziły na
piętro. Pośród wzgórz Langhe, na tle zadbanego ogrodu, willa wyglądała
jak z obrazka. Trochę dalej rozciągała się winnica. Winogrona szczepu
nebbiolo były ciemne, lekko zaróżowione od letniego słońca. Tancredi i
jego brat ganiali się, pokrzykując rozbawieni. Ogrodnik Bruno, który
skończył właśnie przycinać wielkim sekatorem żywopłot, uśmiechnął się
na ich widok i wszedł do domu. Wokół unosił się zapach świeżo ściętego
rozmarynu.
Przed portykiem, między dwiema wierzbami płaczącymi, stał
kamienny stół. Pokojówka Maria postawiła na nim dopiero co wyjęty z
pieca chleb. Jego aromat rozpłynął się w powietrzu. Tancredi przystanął,
ułamał kęs i wsadził sobie do buzi.
- Tancredi! Tyle razy mówiłam, żebyś nie jadł przed kolacją! Później
nie będziesz miał apetytu!
Ale on tylko się roześmiał i ruszył biegiem przez ogród. Młody golden
retriever, który wylegiwał się w cieniu pod metalowym krzesłem,
podniósł się i radośnie pobiegł za chłopcem. Rzucili się na ziemię pośród
kłosów zboża, a chwilę później dołączył do nich Gianfilippo, brat
Tancrediego.
Z domu wyszła ich matka.
- A wy dokąd? Zaraz jemy! Pokręciła głową i westchnęła.
- Ci twoi bracia... - zwróciła się do Claudine, która właśnie usiadła za
stołem.
Mama weszła z powrotem do kuchni. Na starym drewnianym stole
leżał świeży płat ciasta na makaron. W głębi, na marmurowym blacie
z mnóstwem szuflad, rozsypane byty resztki mąki. Wszelkiego
rodzaju miedziane patelnie wisiały na ścianie. Na żeliwnych palnikach
kuchni stało kilka garnków.
Matka udzieliła kucharce paru wskazówek dotyczących kolacji. Na-
stępnie przypomniała dwóm pokojówkom, że wieczorem będą mieli
gości. Na zewnątrz Claudine siedziała przykładnie za stołem, obserwując
bawiących się braci. Byli daleko. Słyszała odległe ujadanie psa. Jakżeby
chciała być z nimi, biegać, brudzić się, ale mama zakazała jej ruszać się z
miejsca.
Nie wolno mi wstać od stołu.
Po chwili usłyszała ten głos.
- Claudine? - Zamknęła oczy.
Stał nieruchomo na progu, patrząc na nią poważnie. Przyglądał się jej
drobnym ramionom. Delikatna szyja wyłaniała się z koronkowego
kołnierzyka sukienki i znikała w burzy kasztanowych loków.
Może nie usłyszała? Zawołał ją ponownie, tym samym tonem, w ten
sam sposób.
- Claudine?
Tym razem odwróciła się i spojrzała na niego. Milczeli przez chwilę.
Uśmiechnął się i wyciągnął do niej rękę.
- Chodź.
Dziewczynka wstała od stołu, przeszła kilka kroków. Jej mała rączka
zniknęła w dłoni mężczyzny.
- Chodźmy, skarbie.
Na progu Claudine przystanęła. Lekko odwróciła głowę. W oddali jej
bracia dokazywali z psem na trawie. Spoceni, dobrze się bawili. Nagle
Tancredi zatrzymał się. Jakby coś usłyszał, jakiś głos, jakiś krzyk, może
swoje imię. Spojrzał w stronę domu. Za późno. Nikogo już nie było.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin