Umrzesz jak mężczyzna - Jerzy Edigey.pdf

(23354 KB) Pobierz
Jerzy
E digey
umrzesz jak mężczyzna
ISKRY
W A R S
Z
A W A
i9 6 7
created by free version of
O
DociFreezer
O k ła d k ę p r o je k to w a ł
M IE C Z Y S Ł A W K O W A L C Z Y K
W y d an i e
I
created by free version of
DociFreezer
Rozdział I '
Granatowy brulion
Z eszyt ma granatowe okładki. Dziewięćdziesiąt sześć stron.
Najgrubszy, jaki można było dostać w jedynym sklepiku
z materiałami piśmiennymi. Na pierwszej stronie umieśćiłem
swoje imię i nazwisko „Henryk Gawryś”, a pod spodem
dodałem „podporucznik MO”. Ten ostatni napis sprawia mi
ciągle dużo radości. Jeszcze nie mogę się przyzwyczaić do tego
tytułu i dwóch srebrnych gwiazdek, odcinających się od sta­
łowoszar ego koloru nowiutkiego munduru. Chciałem też na­
pisać „pamiętnik”, ale zawstydziłem się. Pamiętniki wypada
pisać młodziutkim dziewczynom i statecznym mężom stanu,
a nie podporucznikom milicji. I to, jak powiedział komendant
szkoły wręczając mi nominację, „na tak samodzielnym i eks­
ponowanym stanowisku, na którym możecie się wykazać”.
Rzeczywiście, mogę się wykazać! Miasteczko liczy około
półtora tysiąca ludności, nie biorąc pod uwagę krów, owiec
i świń. Bo tu prawie każdy ma przy swoim domku komórkę
z „żywiołą”. Od najbliższego „wielkiego miasta” , a jest nim
powiatowy Ełk, dzieli go dwanaście kilometrów bocznej szo­
sy. Autobus PKS łączy nas dwa razy dziennie ze światem.
A „samodzielne i eksponowane stanowisko” to po prostu kie­
rownictwo miejscowego posterunku MO, składającego się
z sierżanta Zygmunta Królczyka, kaprala Jana Nowakowskie­
go i dwóch milicjantów: Edwarda Iwanowskiego i Jerzego
Mamonia.
created by free version of
DociFreezer
Tak skończyły się moje dziecinne marzenia. Chłopak za­
czytujący się Conan Doylem, a później rozmaitymi „krymi­
nałami”, już bardzo wcześnie postanowił, że zostanie słynnym
detektywem. Po maturze i odsłużeniu wojska, jeszcze w szko­
le oficerskiej MO, widziałem się oficerem śledczym prowa­
dzącym wielkie, skomplikowane dochodzenia. Nieraz marzy­
łem, że to właśnie ja wykrywam aferę mięsną czy łapię ta­
jemniczych, nieuchwytnych bandytów.
W szkole zorientowałem się, że tylko najlepsi z nas mają
szanse trafienia do Warszawy lub do komend wojewódzkich,
a najlepsi z tych najlepszych może dostaną się do „docho­
dzeniówki
”.1
Keszta pójdzie do służby w powiatówkach lub
zostanie użyta jako „zapchajdziury” wszędzie tam, gdzie
właśnie będzie wolny etat. Mimo wszystko byłem dobrej
myśli i wierzyłem w swoją szczęśliwą gwiazdę. Najpierw
udało mi się trafić w szkole do wydziału operacyjnego, cho­
ciaż nie było to wcale proste, bo wszyscy słuchacze chcieli
tam się znaleźć. Ten dobry start pozwalał mi mieć nadzieję,
że w razie celujących postępów w nauce zdołam, choć w części
zrealizować swoje postanowienia.
Szkoła przyniosła mi pewne rozczarowania. Zrozumiałem,
że na służbę ‘w aparacie patrzyłem dotąd przez pryzmat lektu­
ry o genialnym Sherlocku Holmesie i innych „papierowych”
postaciach istniejących tylko w fantazji autorów sensacyj­
nych powieści. Praca w milicji, dochodzenie w sprawie
zbrodni czy innego przestępstwa wygląda w rzeczywistości
zupełnie inaczej, niż to opisują w książkach. Znacznie mniej
tu miejsca na genialne improwizacje zdolnych detektywów,
a znacznie więcej nauki. Drobiazgowe badania śladów po­
zostawionych przez przestępcę, skomplikowana praca instytu­
tów naukowych — to mniej ciekawe, ale pewniejsze środki
niż „szare komórki” wspaniałego pana Poirot, bohatera ksią­
żek Agaty Christie, czy też dedukcje przy kominku, z fajką
w zębach, pana Sherłocka Holmesa.
Uczyłem się jak głupi. Czwarta lokata to nie żarty. Trzech
created by free version of
,5
DociFreezer
Zgłoś jeśli naruszono regulamin