Zima Muminków (tom 6).pdf

(221 KB) Pobierz
Tove Jansson
Zima Muminków
Zoceerowała: Małgorzata "Zuzanka" Krzyżaniak
Rozdział pierwszy
W zasypanym śniegiem salonie
Niebo było niemal czarne, lecz śnieg lśnił jasnoniebieskim
blaskiem w świetle księżyca.
Morze spało pod lodem, a głęboko w ziemi, między korzeniami,
wszystkie małe stworzonka śniły o wiośnie. Ale do wiosny było
dość daleko, bowiem Nowy Rok minął dopiero co.
Właśnie w miejscu, gdzie dolina wznosiła się łagodnie ku
górom, stał dom zasypany śniegiem. Wyglądał bardzo samotnie.
Podobny był raczej do dziwacznej zaspy śnieżnej. Tuż obok, między
oblodzonymi brzegami, wiła się czarna jak węgiel rzeka. Prąd
sprawiał, że nie zamarzała przez całą zimę. Ale na moście nie
było żadnych śladów stóp, a i wokół domu zaspy śniegu nanie
sionego przez wiatr były nietknięte.
Wewnątrz domu było ciepło i przytulnie. Na dole w piwnicy
tliły się wolno na ruszcie całe masy torfu. Księżyc zaglądał w
okno oświetlając białe zimowe pokrowce na meblach i owinięty
tiulem kryształowy żyrandol. A w salonie wokół największego
kaflowego pieca rodzina Muminków spała długim zimowym snem.
Spali zawsze od października do kwietnia, tak bowiem czynili
ich przodkowie, a Muminki przestrzegają tradycji. Wszyscy, podob
nie jak ich przodkowie, mieli w żołądkach porządną porcję igli
wia, przy łóżkach zaś, pełni nadziei, położyli to, co mogło być
potrzebne wczesną wiosną. Łopaty, okulary przeciwsłoneczne i
trochę taśmy filmowej, przyrządy do mierzenia siły wiatru i tym
podobne przedmioty.
Cisza pełna była spokoju i oczekiwania.
Czasem ktoś westchnął i zwinąwszy się wsuwał głębiej w
posłanie, w którym spał. Promień księżyca przewędrował od fotela
na biegunach do stołu w salonie, przesunął się po mosiężnych
gałkach na wezgłowiu łóżka i zaświecił prosto w twarz Muminka.
A potem zdarzyło się coś, co nie zdarzyło się nigdy, odkąd
pierwszy troll* z rodziny Muminków zapadł w sen zimowy. Muminek
obudził się i nie mógł już zasnąć.
*Troll - istota fantastyczna, występująca w baśniach skandynaws
kich.
Patrzył, jak świeci księżyc i kryształy lodu na szybie.
Słyszał buczenie pieca na dole w piwnicy i był coraz bardziej
rozbudzony i zdumiony. W końcu wstał i podreptał do łóżka swojej
Mamy.
Pociągnął ją ostrożnie za ucho, lecz się nie obudziła, tylko
zwinęła się w obojętną kulkę.
"Jeśli nawet Mama się nie obudzi, to nie ma co próbować
budzić innych" - pomyślał Muminek i ruszył dalej przez obcy,
tajemniczy dom. Zegary stały już od dawna i wszystko pokryte było
delikatną warstwą kurzu. Na stole w salonie stała od jesieni waza
do zupy z resztkami igliwia w środku. A kryształowy żyrandol w
tiulowej sukience podzwaniał sobie z cicha.
Nagle Muminek zląkł się i znieruchomiał w ciepłym mroku za
promieniem księżyca. Poczuł się ogromnie samotny.
- Mamo! Obudź się! - zawołał, ciągnąc za kołdrę. - Cały
świat gdzieś się zgubił!
Ale Mama się nie obudziła. Co prawda do jej snu o lecie
wkradł się na chwilę niepokój i troska, ale nie mogła się
obudzić.
Więc Muminek zwinął się w kłębek na dywanie przy jej łóżku i
długa noc zimowa ciągnęła się dalej.
.oOo.
O świcie zaspa śnieżna na dachu zaczęła się ruszać. Zsunęła
się kawałek, po czym zdecydowanie zjechała przez okap i siadła z
miękkim plaśnięciem.
Wszystkie okna zostały zasypane i przez szyby sączyło się do
wnętrza domu tylko słabe, szare światło. Salon stał się bardziej
nierzeczywisty niż kiedykolwiek, jakby znalazł się głęboko pod
ziemią.
Muminek nastawiwszy uszu długo nasłuchiwał, po czym zapalił
nocną lampkę i podszedł do komody, żeby przeczytać wiosenny list
Włóczykija. List leżał tam, gdzie zwykle, pod małym tramwajem z
morskiej pianki, i podobny był do wszystkich wiosennych listów,
jakie zostawiał Włóczykij, kiedy w październiku wyruszał na
południe.
Na początku dużymi, okrągłymi literami napisane było "Hej".
Sam list był krótki.
HEJ!
Śpij dobrze i nie smuć się. Pierwszego ciepłego, wiosennego
dnia będziesz mnie miał tu znowu. Zaczekaj na mnie z budowaniem
tamy.
Włóczykij
Muminek przeczytał list kilka razy i nagle poczuł, że jest
głodny.
Poszedł do kuchni. Kuchnia także zdawała się tkwić całe mile
pod ziemią. Była niesamowicie wysprzątana i pusta. Spiżarnia
również świeciła pustkami, jak wszystko inne. Znalazł jedynie
butelkę sfermentowanego soku malinowego i paczkę zakurzonego
knackebrod*.
*Knakebrod (czyt. knekkebro) - szwedzki chleb, przypominający
cienkie, kruche suchary, bardzo smaczny.
Usadowił się wygodnie pod kuchennym stołem i czytając
jeszcze raz list Włóczykija zaczął jeść.
Potem położył się na plecach i przyglądał się czworogranias
tym drewnianym listwom pod stołem. Było bardzo cicho.
- Hej - szepnął Muminek. - Śpij dobrze i nie smuć się. Pier
wszego ciepłego wiosennego dnia... - powiedział trochę głośniej.
A potem zaśpiewał na całe gardło: - Będziesz mnie miał tu znowu!
Będziesz mnie miał i będzie wiosna, i będzie ciepło, i będę tu, i
będziemy tu, i ty, i ja, i tak co dnia, i tak co dnia.
Tu urwał nagle na widok dwojga małych oczu spoglądających na
niego spod kuchennej szafki.
Odpowiedział im spojrzeniem. W kuchni zapanowała cisza.
Potem oczy znikły.
- Czekaj! - zawołał Muminek z niepokojem. Podpełzł do szafki
i zaczął szeptem wabić: - Chodź, chodź! Nie bój się! Nie zrobię
ci nic złego. Wracaj!
Ale kimkolwiek był ten, kto mieszkał pod szafką - nie
pokazał się już więcej. Muminek rozłożył rzędem na podłodze
kawałki knackebrod i nakapał na nie trochę soku malinowego.
Kiedy wrócił do salonu, kryształowe wisiorki na żyrandolu
dzwoniły melancholijnie.
- Pójdę sobie stąd - powiedział Muminek surowo do żyrandola.
- Znudziliście mi się wszyscy, pójdę na południe, na spotkanie
Włóczykija.
Usiłował otworzyć drzwi wejściowe, ale przymarzły. Biegał
popiskując od okna do okna, ale i okna były poprzymarzane. Wtedy
pobiegł na strych, otworzył klapę i wyszedł na dach.
Uderzyło go zimne powietrze.
Dech mu zaparło, pośliznął się i stoczył przez okap. I tak
nieszczęsny Muminek znalazł się w nowym niebezpiecznym świecie i
wpadł po uszy w zaspę śniegu - pierwszą, jaką mu się zdarzyło w
życiu widzieć. Coś kłuło go niemile w aksamitną skórę, ale jed
nocześnie jego nos zwietrzył jakiś nowy zapach. Był to zapach
poważny, najpoważniejszy ze wszystkich znanych mu dotąd zapachów,
i trochę przerażający. Lecz sprawił, że Muminek obudził się na
dobre i poczuł ciekawość.
Nad doliną rozpościerał się szary półmrok. Ale teraz dolina
nie była zielona, tylko biała. Wszystko, co się kiedyś ruszało,
zrobiło się nieruchome. Wszelkie żywe dźwięki zamilkły. Wszystko,
co było kanciaste, stało się okrągłe.
- To jest śnieg - szepnął Muminek. - Słyszałem o tym od
Mamy, to nazywa się śnieg.
Bez wiedzy Muminka jego aksamitna skóra postanowiła powoli
stać się futerkiem, które mogło przydać się w zimie. Wymagało to
trochę czasu, ale decyzja została powzięta. A decyzja to zawsze
rzecz pożyteczna.
Tymczasem Muminek dalej z trudem wędrował przez śnieg, aż
doszedł do rzeki. Była to ta sama rzeka, która przejrzysta i we
soła przepływała latem przez ogród Muminków. Teraz jednak
wyglądała inaczej. Była czarna i obojętna - ona też należała do
tego nowego świata, który był Muminkowi obcy.
Na wszelki wypadek spojrzał na most. Spojrzał na skrzynkę
pocztową. Zgadzało się. Uchylił nieco wieczka, ale nie było tam
żadnej poczty prócz zeschłego liścia bez jednego słowa.
Przyzwyczaił się do zapachu zimy i ów zapach nie budził już
w nim ciekawości.
Popatrzył na krzak jaśminu, który był bezładną plątaniną
nagich gałęzi, i pomyślał przerażony: "Umarł. Cały świat umarł,
kiedy spałem. Ten świat należy do kogoś innego, kogo nie znam.
Może do Buki*. I nie został zrobiony po to, aby żyły w nim Mumin
ki".
*Buka - potwór, z którym rodzina Muminków i jej przyjaciele
zetknęli się już w książkach pt.: "W Dolinie Muminków" i "Lato
Muminków".
Przez chwilę wahał się. Ale potem uznał, że jeszcze gorzej
byłoby znosić samotność, będąc jedynym nie śpiącym wśród
śpiących.
I Muminek ruszył przed siebie, wydeptując pierwsze ślady na
moście i dalej, na zboczu góry.
Były to ślady bardzo drobne, ale stanowcze i wiodły prosto
pomiędzy drzewa, na południe.
Rozdział drugi
Zaczarowana kabina kąpielowa
Nad brzegiem morza skakała bez celu tu i tam mała wiewiórka.
Była to bardzo zwariowana wiewiórka, która lubiła myśleć o sobie
jako o "wiewiórce z pięknym ogonem".
Zresztą nigdy nie potrafiła myśleć o niczym długo. Prze
ważnie kierowała się uczuciem. A właśnie poczuła, że materac w
jej gnieździe zaczyna twardnieć, więc wyruszyła, żeby poszukać
Zgłoś jeśli naruszono regulamin