M. Garin-Michajłowski - Przypowieści koreańskie.docx

(91 KB) Pobierz

 

C:\Documents and Settings\andrzej\Pulpit\s.jpg


N. Garin-Michajłowski

 

Przypowieści koreańskie

 

Przełożyła Gabriela Pauszer–Klonowska


Od tłumacza

 

N. Garin-Michajłowski, jeden z postępowych pisarzy rosyjskich schyłku XIX i początku XX stulecia (żył w latach 1852–1906), we wstępie do zebranych baśni koreańskich tak pisał o Koreańczykach:

Z powodu ich białej odzieży i nieśmiałości – Rosjanie nazywają Koreańczyków białymi łabędziami.

Rzeczywiście, podobnie łabędziom, Koreańczycy nie potrafią bić się, przelewać ludzkiej krwi, podobnie łabędziom, potrafią jedynie śpiewać swoje pieśni i baśni.

Odebrać im wszystko, a nawet życie, jest tak samo łatwo, jak odebrać je dzieciom lub łabędziom...

Historia jednakże pokazała, że pisarz mylił się... Dziś bowiem, gdy nad Koreą płoną krwawe łuny, lud koreański bohatersko walczy o każdą piędź swej pięknej, prastarej ziemi. Gangsterskim poczynaniom amerykańskich imperialistów lud koreański przeciwstawia swe gorące umiłowanie wolności, hart ducha, męstwo odważnych i siłę tych, którzy wiedzą, że ich sprawa jest słuszna, że ich będzie zwycięstwo.

Charakterystyczne dla Koreańczyków umiłowanie wolności, ich męstwo obok łagodności, ich szlachetność obok sprytu, znalazły swe odbicie w baśniach koreańskich, które Garin–Michajłowski zanotował podczas swej podróży po Korei w 1898 roku. Do baśni tych można całkowicie odnieść słowa Włodzimierza Lenina, który powiedział o twórczości ludowej, że na podstawie tego materiału można by było napisać świetne studium o marzeniach i dążeniach ludu“.

W baśniach zebranych przez Garina, jak w czystym zwierciadle, odbijają się dążenia i marzenia, dola i obyczaje ludu bohaterskiej Korei.

Nękani głodem i bezlitośnie wyzyskiwani przez imperialistów japońskich, Koreańczycy marzyli o czarodziejskim ryżu, którego jedno ziarenko potrafi napełnić kocioł głodnego koreańskiego chłopa; marzyli o bryłce złota, z której nigdy nie ubywa cennego kruszcu, marzyli wreszcie o cudownym korzeniu żeń-szeń, tak bardzo przypominającym nasz czarodziejski kwiat paproci, którego znalezienie zapewniać miało dobrobyt i szczęście.

Maksym Gorki powiedział: Nie można poznać prawdziwej historii ludu pracującego, nie znając ustnej twórczości ludowej. N. Garin-Michajłowski w swoich Przypowieściach koreańskich podkreśla właśnie wszystko to, co je wiąże z ówczesnym życiem rzeczywistym, wszystko to, co świadczy o proteście ludu koreańskiego przeciw eksploatacji i wyzyskowi.

Zebrane i przekazane nam przez Garina–Michajłowskiego Przypowieści koreańskie tchną głęboką mądrością ludową, humorem i prawdziwą poezją. Są nam przy tym tak bliskie, jak każdemu miłującemu pokój człowiekowi bliska jest walka narodu koreańskiego z faszystowską agresją.

 

Gabriela Pauszer–Klonowska


Ośmionieszczęśnik

 

Istnieje osiem rzeczy, których posiadanie stanowi o szczęściu człowieka: darząca pomyślnością mogiła przodków, dobra żona, długie lata życia, dużo dzieci, obfite urodzaje, wiele pieniędzy, liczni bracia i wykształcenie. Aliści istnieją ludzie, którzy nie posiadają nic z tego, co stanowi o szczęściu człowieka. Zwą ich wówczas ośmionieszczęśnikami – Phar Ke Bogi.

Takim właśnie ośmionieszczęśnikiem, którego nawet żona porzuciła, był Ninoran Dui.

Pewnego razu zdarzyło się jednak, iż Ninoran Dui spotkał młodą, piękną i bogatą kobietę imieniem Diju Si, która go pokochała. Ninoran Dui pokochał ją również. Ale niepowodzenia ośmionieszczęśników przynoszą nieszczęście także tym, którzy ich kochają, i Diju Si drogo opłaciła miłość do Ninoran Dui: nie wiodło jej się w handlu, pomór padł na jej stada, ziemia przestała rodzić.

Aż pewnego razu Diju Si obudziła się rankiem i nie znalazła obok siebie ukochanego Ninoran Dui, znalazła tylko jego list. Ninoran Dui pisał, że chociaż kocha ją całym sercem, jednakże musi odejść, gdyż okrom nieszczęścia nic dać jej nie może.

Gdy Diju Si przeczytała ów list, gorzko zapłakała, kochała bowiem Ninoran Dui, nie zaś bogactwa swoje, które od tej chwili stały się jej nienawistne; rozdawszy wszystko biednym, porzuciła ojczyste strony i poszła w świat.

Diju Si szła doliną, płakała i myślała:

Zaprawdę, gdybym miała dość chleba, ażeby nakarmić wszystkich głodnych, i dosyć pieniędzy, ażeby je rozdać wszystkim, którzy ich potrzebują, nie byłoby więcej niedoli na świecie“.

Wśród tych rozmyślań Diju Si ujrzała nagle pięknego, silnego mężczyznę. Jechał na byku wspaniale przystrojony kłosami i kwieciem. Nieznajomy zatrzymał się i rzekł do Diju Si:

Pokochaj mnie i zostań moją żoną.

Kocham pewnego ośmionieszczęśnika i nikogo więcej pokochać nie zdołam. Wszelako, jeżeli chcesz, możemy zostać bratem i siostrą – odpowiedziała Diju Si.

I Diju Si, zgodnie z obyczajami swego kraju, zawarła braterstwo krwi z nieznajomym: zacięli się w palce i własną krwią napisali swe imiona, każdy na skrawku swej odzieży, potem odciąwszy te skrawki, wymienili je między sobą, schowali na sercu i udali się każde w swoją drogę.

Diju Si, zmęczona wędrówką, weszła między zboża, położyła się tam na chwilę i zasnęła. We śnie ujrzała starca o białych jak srebro włosach i świetlistym obliczu. Starzec rzekł do niej:

Człowiek, którego spotkałaś i z którym zawarłaś braterstwo krwi – to ja. Jam jest duch doliny. Wiem, czego pragniesz. Oto masz woreczek ryżu – wystarczy jedno ziarnko, ażeby największy kocioł napełnił się ryżem. A czerpać z tego woreczka możesz, ile zechcesz – zawsze będzie pełen.

To powiedziawszy starzec znikł, a Diju Si obudziła się. Obok niej leżał maleńki woreczek napełniony ryżem.

Diju Si wzięła woreczek i poszła dalej.

Dolina skończyła się i Diju Si szła teraz w górę, w kierunku wysokiej przełęczy. Na szczycie rósł wspaniały gęsty bór, a w borze stał szałas. Młody, piękny drwal siedział w szałasie u ogniska i grzał wodę w kociołku.

Co będziesz gotował w tym kociołku? – spytała Diju Si stanąwszy u wejścia do szałasu i pozdrowiwszy młodego drwala.

Nie będę nic gotował – odpowiedział drwal – nie posiadam bowiem ani czumizy, ani ryżu.

Wówczas Diju Si weszła do szałasu, wyjęła z woreczka ziarnko ryżu i wrzuciła je do kotła.

Kocioł natychmiast napełnił się ryżem i drwal wraz z Diju Si najedli się do syta.

Po wieczerzy drwal rzekł do Diju Si:

Pokochaj mnie i zostań moją żoną.

Nie mogę cię pokochać – odpowiedziała mu Diju Si – kocham bowiem męża swego, ośmionieszczęśnika, ale jeśli chcesz, zostań moim bratem.

Drwal zgodził się i Diju Si zawarła z nim braterstwo krwi.

Wkrótce potem nastała noc i Diju Si mocno zasnęła. We śnie ujrzała starca o białych jak srebro włosach i świetlistym obliczu. Starzec siedział na grzbiecie olbrzymiego tygrysa.

Drwal, który z tobą wieczerzał w szałasie – to ja. Jam jest duch gór. Wiem, czego pragniesz: weź oto tę bryłę złota, będziesz z niej mogła brać tyle kruszcu, ile zechcesz, a złota nigdy nie ubędzie.

Teraz wiem, co mam czynić – powiedziała Diju Si po przebudzeniu. – Wybuduję w tym miejscu całe miasto. Ze wszystkich stron będą tu przychodzić do mnie ludzie głodni i ludzie, którym potrzeba pieniędzy, a wśród nich znajdę także swego ośmionieszczęśnika.

Tak właśnie uczyniła. Przychodzili do niej ludzie biedni, ludzie głodni i tacy, którym potrzeba było pieniędzy. Przewidywania Diju Si spełniły się – pewnego razu przyszedł także jej mąż, Phar Ke Bogi.

Skoro Diju Si ujrzała go, rzuciła się ku niemu radośnie i czyniła wymówki, że ją opuścił. Kiedy Phar Ke Bogi poznał Diju Si, poczuł się również bardzo szczęśliwy. Diju Si kazała mu przysiąc, że nigdy jej nie porzuci i nie zostawi samej. Potem żyli szczęśliwie – karmiąc i pojąc wszystkich biednych, którzy do nich przychodzili.

Pewnego razu Diju Si zabrakło pieniędzy i trzeba było jechać do sąsiedniego miasta, ażeby tam wymienić złoto na pieniądze.

Nie chcąc zbyt często rozłączać się z mężem, Diju Si dała mężowi swą bryłę złota i prosiła, aby narąbał więcej kruszcu niż zazwyczaj i wymienił go na pieniądze.

Phar Ke Bogi naładował złoto na osła i udał się do miasta.

Droga wiodła przez strumień, a że Ninoran Dui był ośmionieszczęśnikiem, zdarzyło się, iż w tym właśnie czasie spadł ulewny deszcz i zamienił niewielki strumyczek w olbrzymią rzekę, w której podczas przeprawy utonął osioł wraz ze złotem.

Nie! – zawołał Ninoran Dui w rozpaczy – to nie może trwać dłużej. Zbyt wiele nieszczęść przyniosłem już tej kobiecie. Albo uratuję jej złoto, albo zginę z nim razem.

Ninoran Dui rzucił się do wody i utonął. Diju Si czekała długo na męża i wreszcie pełna niepokoju sama poszła go szukać.

Kiedy podeszła do strumienia, woda w nim opadła i był to znowu niewielki strumyczek. Na jego brzegu Diju Si ujrzała swoje złoto i martwego Ninoran Dui. Nic nie mogło pocieszyć Diju Si. Szła i płakała. Opłakiwała swego drogiego ośmionieszczęśnika, a z nim razem wszystkich innych nieszczęśliwych, wszystkich innych ośmionieszczęśników. Kiedy opuściły ją siły, siadła i umarła płacząc, a z ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin