Mallory Sarah-Szkarłatna Suknia.pdf

(1296 KB) Pobierz
Sarah Mallory
Szkarłatna suknia
Tłu​ma​cze​nie
Ali​na Pat​kow​ska
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Agen​cja pani Kil​lin​ghurst była sze​ro​ko zna​na jako ostat​nia de​ska ra​tun​ku dla do​-
brze uro​dzo​nych mło​dych dam, któ​re trud​no​ści ży​cio​we zmu​si​ły do po​szu​ki​wa​nia
za​trud​nie​nia. Za​leż​nie od ich umie​jęt​no​ści pani Kil​lin​ghurst znaj​do​wa​ła im po​sa​dy
gu​wer​nan​tek, dam do to​wa​rzy​stwa, a na​wet szwa​czek. Agen​cja mie​ści​ła się przy
Bond Stre​et nad za​kła​dem mo​dyst​ki. Mło​de damy szu​ka​ją​ce pra​cy mo​gły nie​spo​-
strze​że​nie prze​mknąć wą​ską alej​ką obok skle​pu i znik​nąć za świe​żo od​ma​lo​wa​ny​mi
drzwia​mi z dys​kret​ną mo​sięż​ną ta​blicz​ką.
Pan​na Lucy Hal​bro​ok od​wie​dzi​ła przy​by​tek pani Kil​lin​ghurst przed dwo​ma ty​go​-
dnia​mi i zgod​nie z za​le​ce​niem wła​ści​ciel​ki wra​ca​ła te​raz z wiel​ki​mi na​dzie​ja​mi na
za​trud​nie​nie, któ​re​go roz​pacz​li​wie po​trze​bo​wa​ła. Po śmier​ci ojca wie​dzia​ła, że ży​-
cie jej i mat​ki musi się zmie​nić, ale do​pie​ro po po​grze​bie do​świad​czy​ła, jak bar​dzo
są bied​ne. Ka​le​ka sio​stra pani Hal​bro​ok przy​ję​ła je pod swój dach i mama zna​la​zła
so​bie nowe miej​sce w ży​ciu jako opie​kun​ka i to​wa​rzysz​ka pani Ed​ge​worth, pan Ed​-
ge​worth jed​nak oka​zał się wiel​kim mi​ło​śni​kiem ko​bie​cych wdzię​ków i Lucy już po
kil​ku dniach zro​zu​mia​ła, dla​cze​go wszyst​kie słu​żą​ce w domu ciot​ki były ra​czej
w doj​rza​łym wie​ku. Do​tych​czas uda​wa​ło jej się uni​kać na​chal​nych za​lo​tów wuja, ale
mu​sia​ła jak naj​szyb​ciej zna​leźć so​bie inny dom. Praw​dę mó​wiąc, pra​gnę​ła rów​nież
odro​bi​ny nie​za​leż​no​ści. Śmierć ojca była bo​le​sna, ale jesz​cze więk​szym cio​sem sta​-
ło się wy​zna​nie mat​ki, że są bez gro​sza. Ni​g
dy nie były bo​ga​te, ale dla Lucy naj​gor​-
sza była świa​do​mość, że mama za​ta​ja​ła przed nią sy​tu​ację, a oj​ciec, któ​re​go za​-
wsze po​dzi​wia​ła, nie był ta​kim bo​ha​te​rem, za ja​kie​go go uwa​ża​ła.
Szyb​kim kro​kiem prze​mie​rzy​ła New Bond Stre​et, do​tar​ła do za​kła​du mo​dyst​ki
i szyb​ko znik​nę​ła w alej​ce. Było tu ciem​niej, niż się spo​dzie​wa​ła, i do​pie​ro po chwi​li
do​strze​gła ja​kąś po​stać. Ktoś stał na dru​gim koń​cu alej​ki, blo​ku​jąc do​stęp świa​tła.
Za​wa​ha​ła się, ale po​szła da​lej, wie​dząc, że pani Kil​lin​ghurst na nią cze​ka. Ża​ło​wa​-
ła, że nie wzię​ła wo​al​ki, ale nic już nie mo​gła na to po​ra​dzić. Męż​czy​zna mu​siał
przed chwi​lą wyjść z drzwi pani Kil​lin​ghurst, a to ozna​cza​ło, że szu​ka pra​cy albo
chce ko​goś za​trud​nić. To dru​gie, po​my​śla​ła Lucy, gdy jej wzrok przy​zwy​cza​ił się do
pół​mro​ku i do​strze​gła ża​kiet z naj​lep​szej weł​ny, bry​cze​sy z mięk​kiej koź​lę​cej skó​ry
oraz wy​so​kie czar​ne buty, wy​po​le​ro​wa​ne do po​ły​sku. Cały strój le​żał do​sko​na​le
i wy​glą​dał jak ze słyn​ne​go skle​pu pana We​sto​na.
Lucy śmia​ło unio​sła gło​wę, nie za​mie​rza​jąc wbi​jać wzro​ku w zie​mię jak po​kor​na
słu​ga, i spoj​rza​ła na twarz nie​zna​jo​me​go. Była to twarz ra​czej wy​ra​zi​sta niż przy​-
stoj​na, z ciem​ny​mi brwia​mi i głę​bo​ko roz​sz​cze​pio​nym pod​bród​kiem. Siła ema​nu​ją​ca
z ca​łej po​sta​ci męż​czy​zny dziw​nie kon​tra​sto​wa​ła z mod​nym stro​jem.
Za​trzy​ma​ła się, ale nie po​zwo​li​ła się onie​śmie​lić, i spo​koj​nie od​da​ła mu spoj​rze​-
nie. W sza​rych oczach do​strze​gła dziw​ne wy​zwa​nie i znów prze​szył ją dreszcz. In​-
stynkt ka​zał jej od​wró​cić się i ucie​kać, by oca​lić ży​cie, a z dru​giej stro​ny chcia​ła do​-
wie​dzieć się cze​goś wię​cej o tym męż​czyź​nie.
Na​tych​miast stłu​mi​ła oby​dwa uczu​cia. Nie na​le​ża​ła do ko​biet, któ​re ucie​ka​ją od
pro​ble​mów, choć do tej pory ro​dzi​ce chro​ni​li ją przed twar​dą rze​czy​wi​sto​ścią. Już
my​śla​ła, że bę​dzie mu​sia​ła go po​pro​sić, by się prze​su​nął, ale w tej sa​mej chwi​li on
się cof​nął i otwo​rzył drzwi.
Wy​mi​nę​ła go w mil​cze​niu i we​szła na scho​dy. Czu​ła na ple​cach jego wzrok, ale
gdy się obej​rza​ła, na dole nie było już ni​ko​go.
Si​wo​wło​sa ko​bie​ta, któ​ra za​rzą​dza​ła nie​du​żą re​cep​cją, wpro​wa​dzi​ła Lucy do ga​-
bi​ne​tu pani Kil​lin​ghurst, wska​za​ła jej miej​sce i wy​szła, za​my​ka​jąc za sobą drzwi.
Lucy zo​sta​ła sama. Zło​ży​ła płaszcz i ra​zem z ka​pe​lu​szem po​ło​ży​ła na krze​śle. W po​-
ko​ju nie było lu​stra, za​tem przy​gła​dzi​ła tyl​ko mięk​kie, brą​zo​we wło​sy, spraw​dza​jąc,
czy wciąż są schlud​nie upię​te w wę​zeł z tyłu gło​wy. Ubra​na była w tę samą pro​stą
suk​nię z sza​rej weł​ny z wy​so​kim koł​nie​rzem, co pod​czas pierw​szej roz​mo​wy i mia​ła
na​dzie​ję, że wy​glą​da jak uoso​bie​nie skrom​nej, bez​pre​ten​sjo​nal​nej dziew​czy​ny, ja​-
kiej naj​czę​ściej szu​ka​ją pra​co​daw​cy.
Ale gdy przez dłuż​szą chwi​lę w ga​bi​ne​cie nikt się nie po​ka​zy​wał, po​czu​ła nie​pew​-
ność. Wró​ci​ła my​śla​mi do po​przed​niej wi​zy​ty, upew​nia​jąc się, czy nie po​my​li​ła daty.
Nie. Do​kład​nie dwa ty​go​dnie temu sie​dzia​ła na tym sa​mym krze​śle na​prze​ciw​ko
pani Kil​lin​ghurst.
– No i je​stem – ob​wie​ści​ła, pa​trząc na pu​ste ścia​ny. – Je​stem go​to​wa po​znać swój
los.
Drgnę​ła, gdy usły​sza​ła dźwięk ob​ra​ca​nej gał​ki w drzwiach i w pro​gu we​wnętrz​ne​-
go sank​tu​arium uka​za​ła się wła​ści​ciel​ka agen​cji. Z uśmie​chem prze​pro​si​ła Lucy za
to, że ka​za​ła jej cze​kać, i po​de​szła do biur​ka, zo​sta​wia​jąc za sobą lek​ko uchy​lo​ne
drzwi.
– Na czym to sta​nę​ły​śmy, pan​no Hal​bro​ok? – Usia​dła i przy​su​nę​ła do sie​bie ar​-
kusz pa​pie​ru. – Ach, tak! Pani re​fe​ren​cje są do​sko​na​łe. Jak już wspo​mi​na​łam wcze​-
śniej, to do​syć nie​ty​po​wa po​sa​da. Mój klient po​szu​ku​je mło​dej, do​brze wy​cho​wa​nej
i do​brze uro​dzo​nej damy, któ​ra ze​chcia​ła​by spę​dzić tro​chę cza​su w jego domu na
pół​no​cy…
Urwa​ła, gdy za​uwa​ży​ła drgnię​cie Lucy.
– Ze​chce mi pani wy​ba​czyć, ale ro​zu​miem, że klient pani jest żo​na​tym dżen​tel​me​-
nem?
Pani Kil​lin​ghurst po​trzą​snę​ła gło​wą.
– To wdo​wiec, ale jak naj​bar​dziej god​ny sza​cun​ku – do​da​ła szyb​ko, może na​wet
nie​co zbyt szyb​ko.
Ser​ce Lucy ści​snę​ło się. Uzna​ła, że naj​le​piej bę​dzie mó​wić szcze​rze.
– Pani Kil​lin​ghurst, czy w tej ofer​cie jest coś, hm… nie​sto​sow​ne​go?
– Ależ nie, nie, ab​so​lut​nie nie. Mój klient za​pew​nia, że do​sta​nie pani przy​zwo​it​kę
i pod​czas ca​łe​go po​by​tu bę​dzie pani trak​to​wa​na z naj​wyż​szym sza​cun​kiem. Ma pani
za​miesz​kać w jego domu jako gość, za bar​dzo hoj​nym wy​na​gro​dze​niem.
Wy​mie​ni​ła sumę, od któ​rej brwi Lucy po​wę​dro​wa​ły wy​so​ko w górę.
– Nie ro​zu​miem. Pani, hm… klient chce mi za​pła​cić za to, że​bym była go​ściem
w jego domu?
– Tak.
– Dla​cze​go?
Pani Kil​lin​ghurst prze​su​nę​ła pa​pie​ry na biur​ku.
– Chciał​by, żeby od​gry​wa​ła pani rolę go​spo​dy​ni domu.
Lucy po​czu​ła gorz​kie roz​cza​ro​wa​nie. Od dwóch ty​go​dni wy​cze​ki​wa​ła tego spo​tka​-
nia i roz​my​śla​ła o lu​kra​tyw​nym sta​no​wi​sku, o któ​rym na​po​my​ka​ła pani Kil​lin​ghurst.
Są​dzi​ła, że zo​sta​nie gu​wer​nant​ką albo to​wa​rzysz​ką ja​kiejś star​szej sła​bu​ją​cej damy
czy na​wet dżen​tel​me​na. Fakt, że za​trud​nie​nie mia​ło być krót​ko​trwa​łe, mógł ozna​-
czać, że ma uprzy​jem​nić ko​muś ostat​nie mie​sią​ce ży​cia. Te​raz uświa​do​mi​ła so​bie,
jak bar​dzo była na​iw​na. Nie​żo​na​ty męż​czy​zna, na​wet wdo​wiec, nie mógł jej za​trud​-
niać w żad​nym zboż​nym celu. Na​tych​miast po​my​śla​ła o na​tręt​nych dło​niach wuja.
Pod​nio​sła się i po​wie​dzia​ła chłod​no:
– Nie​zmier​nie mi przy​kro, pani Kil​lin​ghurst, ale nie na taką po​sa​dę li​czy​łam. Gdy​-
by po​wie​dzia​ła mi pani nie​co wię​cej już dwa ty​go​dnie temu, oby​dwie za​osz​czę​dzi​ły​-
by​śmy so​bie kło​po​tu.
Od​wró​ci​ła się do wyj​ścia, ale za​trzy​mał ją głę​bo​ki, mę​ski głos, któ​ry ode​zwał się
za jej ple​ca​mi:
– Pani Kil​lin​ghurst, ze​chce pani po​zwo​lić, bym sam wy​ja​śnił wszyst​ko tej mło​dej
da​mie.
Lucy ob​ró​ci​ła się na pię​cie. W drzwiach do we​wnętrz​ne​go sank​tu​arium pani Kil​-
lin​ghurst stał męż​czy​zna, któ​re​go wi​dzia​ła wcze​śniej na dole. Jego po​tęż​na po​stać
wy​peł​nia​ła nie​mal całą alej​kę, a tu​taj, w nie​wiel​kim ga​bi​ne​cie, wy​da​wał się jesz​cze
więk​szy. Pani Kil​lin​ghurst pod​nio​sła się z krze​sła. Męż​czy​zna zdjął ka​pe​lusz i Lucy
zo​ba​czy​ła czar​ne, bez​li​to​śnie krót​ko przy​cię​te wło​sy. Twarz mia​ła spo​koj​ny wy​raz,
ale w dal​szym cią​gu wy​da​wa​ła się su​ro​wa.
Lucy znów po​czu​ła ema​nu​ją​cą od nie​go siłę. Wy​da​wał się nie​bez​piecz​ny. Była
o tym prze​ko​na​na, choć w głę​bi du​szy mu​sia​ła przy​znać, że to bar​dzo atrak​cyj​ne.
Za​nie​po​ko​jo​na wła​sną re​ak​cją cof​nę​ła się i się​gnę​ła dło​nią do klam​ki.
– Na​praw​dę nie są​dzę, by to było po​trzeb​ne.
– Ależ tak – od​rzekł nie​zna​jo​my. – Cze​ka​ła pani dwa ty​go​dnie, by po​znać szcze​gó​-
ły. To by​ła​by wiel​ka szko​da, gdy​by wy​szła pani stąd, nie wie​dząc do​kład​nie, na czym
mają po​le​gać pani obo​wiąz​ki.
Wska​zał jej krze​sło i Lucy po​słusz​nie usia​dła.
– Ze​chcia​ła​by mnie pani przed​sta​wić?
– Tak, tak, na​tu​ral​nie. Pan​no Hal​bro​ok, to jest lord Ad​ver​sa​ne, mój klient.
Ad​ver​sa​ne skło​nił się przed Lucy z ele​gan​cją i wdzię​kiem za​dzi​wia​ją​cym u tak du​-
że​go męż​czy​zny. Po​chy​li​ła gło​wę i w mil​cze​niu cze​ka​ła na to, co po​wie.
– Pani Kil​lin​ghurst wy​ja​śni​ła już, że po​trze​bu​ję pani usług w moim domu w York​-
shi​re – za​czął. – Ad​ver​sa​ne to naj​więk​sza po​sia​dłość i naj​więk​szy dom w oko​li​cy. Od
śmier​ci żony wio​dłem tam bar​dzo spo​koj​ne ży​cie, co jed​nak nie naj​le​piej wpły​nę​ło
na oko​li​cę, bo nie za​trud​niam zbyt wie​lu osób ani nie skła​dam du​żych za​mó​wień
u miej​sco​wych kup​ców i rze​mieśl​ni​ków. Są​dzę, że pora już otwo​rzyć dom i za​pro​sić
go​ści, ro​dzi​nę i przy​ja​ciół. Po​trze​bu​ję jed​nak pani domu.
Lucy ski​nę​ła gło​wą.
– Ro​zu​miem, mi​lor​dzie, ale z pew​no​ścią ma pan w ro​dzi​nie ja​kąś damę go​to​wą
pod​jąć się tej roli.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin