1.Barbara Taylor Bradford - Kariera Emmy Harte tom 1 i 2.pdf
(
4106 KB
)
Pobierz
Barbara Taylor Bradford
Kariera Emmy Harte
Tom I
Część I Dolina
-
1968
Rozdział 1
Emma Harte pochyliła się i wyjrzała przez okno. Prywatny odrzutowiec Lear, własność amerykańskiej
korporacji Sitex Oil przebił się już przez mgłę kumulusów, a teraz mknął jednostajnie przez uderzające swoim
błękitem niebo. Oślepiona przez chwilę tą poranną jasnością Emma odwróciła się od okna, wyciągnęła w fotelu i
zamknęła oczy. Na krótko oślepiający błękit został uwięziony pod jej powiekami, i w tym momencie ogarnęło ją tak
nieoczekiwane uczucie nostalgii, że zaskoczona tym, wstrzymała na chwilę oddech. To niebo z obrazu Turnera
wiszącego nad kominkiem w salonie na górze w Pennistone Royal, pomyślała, niebo z Yorkshire w wiosenny dzień,
gdy wiatr rozwiewa mgły nad wrzosowiskami.
Kiedy pomyślała o Pennistone Royal, na jej wargach pojawił się delikatny i miękki uśmiech, prawdziwie rzadki
gość na twarzy Emmy. Pennistone Royal... Ten wielki dom wyrastający z surowego i nagiego krajobrazu
wrzosowisk zawsze wydawał się jej siłą natury zrodzoną z ręki Wszechmocnego, a nie zwykłą budowlą wzniesioną
przez śmiertelnika. Jedyne miejsce na tej okrutnej planecie, gdzie znalazła spokój, bezgraniczny spokój, który koił
ją i odświeżał. Jej dom. Tym razem jednak wyjechała na zbyt długo, prawie na sześć tygodni, co w jej przypadku
oznaczało prawdziwy szmat czasu. Dopiero w nadchodzącym tygodniu wróci do Londynu i pod koniec miesiąca
pojedzie na północ do Pennistone. Do spokoju, ciszy, swych ogrodów i wnuków.
Ta myśl poprawiła jej humor tak dalece, że nagromadzone w ciągu kilku ostatnich dni napięcie stopniowo
zelżało, aż do całkowitego zniknięcia. Emma była wykończona bezustannymi potyczkami, w które przerodziły się
ostatnie dni zebrań zarządu w głównej siedzibie Sitexu w Odessie; wyjazd z Teksasu i możliwość powrotu do
względnego spokoju jej własnych biur w Nowym Jorku przyniósł niewypowiedzianą ulgę. Nie chodziło o to, że nie
lubiła Teksasu, w rzeczywistości bowiem zawsze miała słabość do tego wielkiego stanu, dostrzegając w jego sile
rozrastania się podobieństwo do jej rodzinnego Yorkshire. Jednak ta ostatnia wyprawa całkowicie ją wyczerpała.
Robię się już za stara, żeby tłuc się po świecie samolotami, pomyślała przez chwilę ponuro. Takie postawienie
sprawy było jednak nieuczciwe, a Emma była zawsze wobec siebie uczciwa. Na dłuższą metę oszczędzało to wiele
czasu, a poza tym Emma nigdy nie czuła się stara. Czasami była po prostu trochę zmęczona, zwłaszcza gdy miała
do czynienia z bandą kretynów, a przecież Harry Marriott, prezes Sitexu, był właśnie takim kretynem i w dodatku
niebezpiecznym.
Nagle Emma otworzyła oczy i usiadła gwałtownie - jej myśli znów zwróciły się ku interesom. Zresztą, jak
przystało na osobę o niestrudzonej wręcz czujności i fantastycznemu umiłowaniu pracy, Emmie bardzo rzadko
zdarzało się zapomnieć o tym wszystkim, co było jej własnością. Wyprostowała plecy i skrzyżowała nogi,
przyjmując z godnością swoją zwykłą, królewską pozycję. Władczość kryjącą się za jej sposobem trzymania głowy
uzupełniały chłodne, pełne olbrzymiej siły, zielone oczy. Zdecydowanym gestem przygładziła siwe włosy co,
biorąc pod uwagę jej zawsze nienaganną fryzurę, było zupełnie niepotrzebne. W istocie Emma, ubrana w prostą
chociaż elegancką ciemnopopielatą wełnianą suknię, której surowość łagodziła mleczna białość wspaniałych pereł
i broszka ze szmaragdów, była rzeczywiście sobą.
Spojrzała na wnuczkę, która, siedząc naprzeciwko Emmy, pilnie przygotowywała notatki dotyczące
nadchodzących w tym tygodniu spotkań w Nowym Jorku. Wygląda dziś dość mizernie, pomyślała Emma, za dużo
od niej wymagam. Szarpnęło nią niezwykle u niej poczucie winy, ale bardzo szybko się rozgrzeszyła. Jest młoda,
wytrzyma to, a jest to najlepszy trening, na jaki może liczyć, uspokoiła samą siebie Emma i powiedziała:
- Paulo, czy mogłabyś poprosić tego miłego młodego stewarda, zdaje mi się, że na imię ma John, nieprawdaż? -
Żeby zrobił trochę kawy. Bardzo mi się przyda dziś rano.
Dziewczyna podniosła wzrok. Nie była uderzająco piękna w ogólnie przyjętym znaczeniu tego słowa, ale tak
pełna życia, że już to samo stwarzało wrażenie wielkiej urody. Przyczyniały się do tego ostre barwy: lśniące włosy
otaczające jej głowę kruczoczarną burzą tworzyły charakterystyczny czubek nad czołem i kontrastowały z jasną,
jakby wyrzeźbioną z bladego szlifowanego marmuru twarzą. Ta właśnie, nieco wydłużona twarz, z wystającymi
kośćmi policzkowymi i szerokim czołem zakończona podbródkiem, w którym dostrzec można było ślad
stanowczości Emmy, określała jasno jej charakter. Najbardziej jednak efektowną cechą Pauli były jej oczy,
olbrzymie i inteligentne, tak bardzo chabrowo niebieskie, że aż niemal fioletowe.
Uśmiechnęła się do babci i wstając z fotela odparła:
- Oczywiście, babciu. Sama też chętnie się napiję. - Wysoka i szczupła poruszała się z wdziękiem. Jest taka
szczupła, stwierdziła Emma, zbyt szczupła jak na mój gust. Ale zawsze taka była, chyba ma już taką budowę. Jako
dziecko była długonogim źrebakiem, teraz przypomina konia wyścigowego. Mieszanina miłości i dumy
rozświetliła surową twarz Emmy, a kiedy patrzyła na dziewczynę, jej oczy wypełniły się nagle ciepłem. Paula -
dziecko córki Emmy, Daisy - była jej ulubienicą.
Wiele swych marzeń i nadziei Emma pokładała właśnie w Pauli. Już jako mała dziewczynka Paula związana była
bardzo z babką i w zadziwiający wręcz sposób ciągnęło ją do rodzinnych interesów. Największym przeżyciem była
dla niej wyprawa z Emmą do biura i obserwowanie jej przy pracy. Już jako nastolatka demonstrowała niezwykłe
zrozumienie skomplikowanych operacji finansowych, wywołujący zresztą w ten sposób niekłamane zdumienie
Emmy, gdyż żadne z jej własnych dzieci nigdy nie miało takich uzdolnień do interesów. W skrytości ducha Emma
była tym zachwycona, ale z drżeniem czekała i obserwowała wnuczkę w obawie, że młodzieńczy entuzjazm
wkrótce się rozwieje. A jednak nie osłabł, wręcz przeciwnie - jeszcze się pogłębił. W wieku szesnastu lat Paula z
pogardą odrzuciła propozycję ukończenia szkoły w Szwajcarii i natychmiast zaczęła pracować dla babci. Przez całe
lata Emma pędziła Paulę bez litości, wymagając od niej o wiele więcej niż od któregokolwiek ze swych
pracowników i wytrwale wprowadzała wnuczkę we wszystkie tajemnice Harte Enterprises. To właśnie
zadecydowało, że Emma przeniosła ją niedawno na bardziej odpowiedzialne stanowisko w organizacji Harte i ku
wielkiemu zdumieniu i oburzeniu swego najstarszego syna, Kita, pracującego również w tej organizacji, mianowała
Paulę swą osobistą asystentką. Jako prawa ręka Emmy, Paula była wtajemniczona w większość jej korporacyjnych
i osobistych interesów, a kiedy tylko Emma uważała to za stosowne, była także jej powierniczką w sprawach
rodziny, czego Kit nie mógł absolutnie znieść.
Dziewczyna ze śmiechem wróciła z malutkiej kuchni.
- Robił już dla ciebie herbatę, babciu - powiedziała, siadając na swoim miejscu. Chyba jak wszyscy inni uważa, że
Anglicy piją wyłącznie herbatę. Ale powiedziałam, że wolimy kawę. Bo tak jest, prawda?
Emma z roztargnieniem kiwnęła głową, zajęta swoimi sprawami.
- Oczywiście, kochanie.
Odwróciła się w stronę neseseru leżącego na sąsiednim siedzeniu, wyjęła z niego okulary i plik teczek. Wręczyła
jedną z nich Pauli i powiedziała:
- Proszę, przyjrzyj się zestawieniom sklepu w Nowym Jorku. Ciekawa jestem, co o tym myślisz. Wierzę, że
zrobimy wielki krok naprzód. Nad kreskę.
Paula spojrzała na nią badawczo.
- To chyba wcześniej, niż myślałaś? Co prawda sposób, w jaki to wszystko zorganizowałaś był nieco drastyczny,
ale teraz powinno to przynosić rezultaty. - Paula z zainteresowaniem otworzyła teczkę, koncentrując się na
szeregach cyfr. Miała talent Emmy do szybkiego odczytywania zestawień bilansowych i odkrywania, niemal na
pierwszy rzut oka, jego słabych i mocnych stron. Podobnie jak u babci, jej wnikliwość w interesach była
niesamowita.
Emma założyła okulary w rogowej oprawie i wzięła dużą niebieską teczkę kryjącą w sobie aktywa Sitex Oil.
Szybko przerzuciła papiery, a w jej oczach pojawił się błysk satysfakcji. Wygrała. Nareszcie, po trzech latach
najbardziej nikczemnej i pełnej manipulacji walki, jaką kiedykolwiek widziała, Harry Marriott został usunięty z
funkcji prezesa Sitexu i przesunięty wyżej na stanowisko przewodniczącego zarządu.
Emma dostrzegła braki Marriotta wiele lat temu. Wiedziała, że nawet jeśli nie jest całkowicie skorumpowany, a
jako wymagający manager rozsiewa wokół siebie aurę słuszności, to i tak obłuda stała się jego drugą naturą. Wraz
z upływem lat sukcesy i zgromadzenie olbrzymiego bogactwa jedynie podkreśliły te cechy, tak że teraz
prowadzenie z nim interesów na rozsądnym poziomie stało się praktycznie niemożliwe. Emma uważała, że
Marriott już dawno stracił tę odrobinę przezorności, którą niegdyś posiadał, i z pewnością w ogóle nie rozumiał
gwałtownych przetasowań w wewnętrznych kręgach międzynarodowego biznesu.
Zapisując na dokumentach uwagi do późniejszego rozpatrzenia, miała nadzieję, że nie dojdzie już do dalszych
bezsensownych konfrontacji w Sitexie.
Wczoraj niemal zahipnotyzowała ją szaleńczość działań Harry'ego; patrzyła z pełną przerażenia fascynacją, jak
umiejętnie wmanewrował się w sytuację, z której - już Emma to dobrze wiedziała - nie było żadnego odwrotu.
Bezradnie plącząc się w słowach, zaapelował do ich czterdziestojednoletniej przyjaźni - zagubiony, bełkoczący
idiota stał w obliczu swych przeciwników, z których przecież jej właśnie powinien obawiać się najbardziej. Emma
odpowiedziała na jego błagania milczeniem, nieugiętym spojrzeniem bezlitosnych oczu. I
wygrała.
Z pełnym
poparciem zarządu. Harry wyleciał. Nowy człowiek, jej człowiek, zajął jego miejsce i Sitex Oil był bezpieczny.
Emma przyjęła to zwycięstwo raczej spokojnie - dla niej bowiem upadek człowieka nie mógł być źródłem
jakiejkolwiek radości.
Zadowolona, że papiery są w porządku, Emma włożyła teczkę i okulary do neseseru, usiadła wygodnie i zaczęła
popijać kawę. Po chwili zwróciła się do Pauli.
- Czy teraz, gdy byłaś już na kilku zebraniach Sitexu, sądzisz, że wkrótce sama dasz sobie radę?
Paula spojrzała na nią znad zestawień, a przez jej twarz przebiegł wyraz zaskoczenia.
- Chyba nie posłałabyś mnie tam samej! - Wykrzyknęła. - To przypominałoby wysłanie jagnięcia na rzeź. Nie
mogłabyś mi tego zrobić! Jeszcze nie teraz. - Przyglądając się jednak Emmie, rozpoznała w znanym,
nieprzeniknionym wyrazie jej twarzy to, czym był w istocie: maską kryjącą bezwzględną determinację. Mój Boże,
pomyślała Paula z drżącym sercem, ona mówi to całkiem serio.
- Nie mówisz poważnie, prawda babciu?
- Oczywiście, że tak! - cień rozdrażnienia przemknął przez twarz Emmy, zaskoczonej tą nieoczekiwaną reakcją.
Paula przyzwyczajona była przecież do negocjacji na wysokim szczeblu i zawsze cechowały ją przenikliwość i
opanowanie.
- Czy kiedykolwiek mówię coś, czego nie traktuję poważnie? Powinnaś już o tym wiedzieć, Paulo - powiedziała
surowo.
Paula zamilkła i przez ułamek sekundy Emma zdała sobie sprawę z jej napięcia i pełnego zaskoczenia wyrazu
jej twarzy. Boi się? Zastanawiała się Emma. Na pewno nie. Nigdy przedtem nie okazywała strachu. Nie okaże się
chyba taka jak inni? Ta przerażająca myśl zagościła w jej umyśle, ale już po chwili Emma uspokoiła się. Paula była
po prostu zaniepokojona zebraniem – stwierdziła - być może bardziej, niż dawała to po sobie poznać. Nie
przeszkadzało to Emmie chociaż, od momentu kiedy stwierdziła, że jakiekolwiek konflikty i gwałtowność w
układach rodzinnych stanowią jedynie niepotrzebną stratę czasu, wywoływało to u niej pewnego rodzaju irytację.
Ale
ona
widziała już to wszystko, była świadkiem zachłannego dążenia do władzy przez całe życie i dzięki swojej
sile umiała sobie z tym chłodno i beznamiętnie poradzić. Tego też Paula będzie musiała się nauczyć, powiedziała
sobie.
Surowość wyrazu jej twarzy nie zmieniła się, ale głos brzmiał łagodniej, gdy powiedziała:
- Oczywiście, nie wyślę cię samej do Sitexu, dopóki nie będziesz tak pewna jak ja, że możesz się tym doskonale
zająć.
Paula odłożyła teczkę i usiadła na swoim miejscu. Po chwili uspokoiła się i patrząc na Emmę, powiedziała cicho.
- Dlaczego myślisz, że będą słuchać mnie tak, jak słuchają ciebie? Wiem, co o mnie myśli zarząd. Uważają mnie
za zepsutą, rozpieszczoną wnuczkę bogatej i potężnej Emmy Harte. Odsuwają mnie jako pustą i głupiutką, ładną
buzię bez cienia intelektu. Nie będą traktować mnie z takim szacunkiem, z jakim odnoszą się do ciebie. Dlaczego
zresztą mieliby to robić? Przecież nie jestem tobą.
Emma ściągnęła wargi, skrywając uśmieszek rozbawienia. Słowa Pauli wskazywały bardziej na jej zranioną
dumę niż jakiekolwiek uczucie strachu.
- Tak, wiem, co o tobie myślą - powiedziała o wiele łagodniejszym tonem - i obie wiemy, jak bardzo się mylą.
Zdaję sobie sprawę, kochanie, że ich stosunek bardzo cię irytuje. Wiem także, jak łatwo przyjdzie ci wyprowadzić
ich z błędu. Ale zastanawiam się, Paulo, czy rzeczywiście chciałabyś to zrobić?
Spojrzała badawczo na wnuczkę, a nie doczekawszy się żadnej odpowiedzi, ciągnęła dalej:
- Bycie niedocenianą przez mężczyzn to jeden z największych krzyży, jakie musiałam dźwigać przez całe życie, a
denerwowało mnie to szczególnie, gdy byłam w twoim wieku. Mogę cię jednak zapewnić, że dawało mi to pewną
przewagę, którą nauczyłam się doskonałe wykorzystywać. Widzisz, Paulo, kiedy mężczyźni wierzą, że mają do
czynienia z jakąś głupią babą, osłabiają swą czujność, stają się niedbali, a czasami nawet zupełnie nierozważni.
Nieświadomie, często podają ci tę przewagę niemal na talerzu.
- Tak, ale...
- Żadnych ale, Paulo, proszę. I nie oceniaj mnie zbyt nisko. Czy rzeczywiście uważasz, że postawiłabym cię w
niebezpiecznej sytuacji? - Potrząsnęła głową i uśmiechnęła się. - Wiem, na co cię stać, moja droga. Zawsze byłam
ciebie pewna. Bardziej niż któregokolwiek z moich dzieci, oczywiście z wyjątkiem twojej matki, a ty przecież mnie
nigdy nie zawiodłaś.
- Doceniam twoje zaufanie, babciu - odparła Paula z powagą - ale ciężko mi skutecznie prowadzić interesy z
ludźmi, którzy nie traktują mnie poważnie, a tak właśnie zachowuje się zarząd Sitexu - pełne uporu spojrzenie
zamgliło blask jej oczu, a usta zacisnęły się w cienką linię, tworząc nieświadomą replikę wyrazu twarzy Emmy.
- No wiesz Paulo, naprawdę mnie zaskakujesz. Masz olbrzymią pewność siebie i już od czasu kiedy byłaś bardzo
młodą dziewczyną, radziłaś sobie z przeróżnymi ludźmi na wszystkich możliwych szczeblach. Jakoś nigdy cię to
nie niepokoiło. - Emma westchnęła ciężko. - Czy nie mówiłam ci niezliczoną ilość razy, że to, co ludzie z biznesu
myślą o tobie, zupełnie nie ma znaczenia? Ważne jest to, żebyś ty wiedziała, kim jesteś i czym jesteś. I szczerze
mówiąc, zawsze myślałam, że wiesz.
- Bo wiem! - krzyknęła Paula - Ale nie jestem pewna, czy dam radę tak ciężko pracować, jak ty, babciu. A
doświadczenie? Przecież nie mam twojego doświadczenia!
- Przewyższam cię doświadczeniem, to prawda, ale tylko do pewnego stopnia. A przecież ty z każdym dniem
zdobywasz go coraz więcej. Powiem ci z całą szczerością, Paulo, że nie czułabym żadnych wyrzutów sumienia
wysyłając cię jutro z powrotem do Sitexu - i to beze mnie. Jestem pewna, że poradziłabyś sobie wspaniale. W końcu
to ja cię wychowałam i wyszkoliłam. Czy myślisz, że nie WIEM, co stworzyłam?
Kopię samej siebie, a kopia nigdy nie jest tak dobra jak oryginał, pomyślała Paula ozięble, ale odparła
uspokajająco:
- Proszę, nie złość się, babciu. Zrobiłaś to wspaniale. ALE JA NIE JESTEM TOBĄ. I zarząd doskonale zdaje sobie z
tego sprawę. A to na pewno wpłynie na ich stosunek do mnie!
- Posłuchaj mnie wreszcie! - Emma pochyliła się, a jej zmrużone oczy przypominały szpary z zielonego szkła
przykryte starymi, pomarszczonymi powiekami.
- Wygląda na to, że zapomniałaś o jednym! Kiedy wejdziesz do Sitexu w moim zastępstwie, znajdziesz się tam
uzbrojona w coś, co muszą traktować poważnie. Władzę! Obojętnie co pomyślą o twoich zdolnościach, władza jest
jedną rzeczą, której nie mogą zignorować. W dniu, w którym przejmiesz po mnie interesy, po mojej śmierci,
będziesz reprezentować swoją matkę, która stanie się największą akcjonariuszką Sitexu. Z jej pełnomocnictwem
będziesz kontrolować 25 procent akcji uprzywilejowanych i 15 procent zwykłych akcji wielomilionowej
korporacji. - Przerwała, przyjrzała się bacznie Pauli, a potem mówiła dalej:
- To nie jest zwyczajna władza, Paulo. To olbrzymia władza, zwłaszcza w rękach jednej osoby. Nigdy o tym nie
zapominaj. Uwierz mi, kiedy dojdzie do starcia, oni o tym nie zapomną. Nie zrobili tego wczoraj. I pomimo ich
skandalicznego zachowania - a zaczynam sobie uświadamiać, jak bardzo cię to zdenerwowało - nie byli w stanie
zignorować ani mnie, ani tego, co reprezentuję! - Emma oparła się o siedzenie, nadal jednak z nieubłaganym
wyrazem twarzy pilnie obserwowała Paulę.
Dziewczyna słuchała uważnie słów babci, czując jak nagromadzone w niej wzburzenie powoli się uspokaja.
Pomimo silnego charakteru i całej stanowczości Pauli zażarte boje toczone w Sitexie wyprowadziły ją z
równowagi. Rozważając słowa Emmy przyglądała się jej i znów - podobnie jak wczoraj - zaczęła ją podziwiać.
Emma miała siedemdziesiąt osiem lat. Pomimo, że była starą kobietą, na próżno przyszłoby szukać u niej oznak
słabości właściwej starym ludziom, nie straciła też nic ze swego uroku. Była pełna życia i całkowicie panowała nad
swoim umysłem. Paula, która z obawą obserwowała wystąpienie babci w Sitexie, była zdumiona jej niezwyciężoną
siłą, a przede wszystkim niesamowitym wręcz opanowaniem. Zastanawiała się, czy ona sama odnajdzie w sobie
kiedykolwiek to poczucie celu, tę lodowatą nieustępliwość w manipulowaniu ludźmi, tak charakterystyczną dla
Emmy. Nie była tego tak pewna. Ale po chwili jednak prawda zawarta w słowach babci rozwiała niedające jej
spokoju wątpliwości, a własna ambicja pomogła pokonać resztki zdenerwowania.
- Oczywiście masz rację, babciu. Władza jest najsilniejszą bronią, silniejszą chyba nawet od pieniędzy. I jestem
pewna, że jest to jedyna rzecz, którą zarząd Sitexu będzie w stanie zrozumieć - przerwała i spojrzała prosto na
Emmę - i nie myśl sobie, że się ich boję. Budzą we mnie jedynie wstręt. Po prostu bałam się... bałam się, że cię
zawiodę - uśmiech, który rzuciła Emmie był pełen pewności siebie, a zakłopotany wyraz znikł już z jej twarzy.
Emma pochyliła się i poklepała ją uspokajająco po ręce.
- Nigdy nie bój się niepowodzenia, Paulo. Powstrzymało to przed osiągnięciem celu więcej ludzi, niż można to
sobie wyobrazić. Kiedy byłam w twoim wieku, nie miałam czasu, by martwić się niepowodzeniem.
Musiało
mi się
udać, żebym mogła przeżyć. I zawsze pamiętaj o tym, co właśnie mi powiedziałaś o władzy. To
jest
największa
broń. To władza przemawia, a nie pieniądze. Pieniądze są bardzo ważne tylko wtedy, gdy jesteś naprawdę biedna,
gdy potrzebny ci jest dach nad głową, jedzenie i ubranie. Kiedy już masz z głowy te podstawowe sprawy, pieniądze
stają się po prostu jednym z elementów, narzędziem pracy. I nigdy nie pozwól nikomu przekonać się, że władza
doprowadza do korupcji. Nie zawsze tak jest; dzieje się tak tylko wtedy, gdy ludzie posiadający władzę zrobią
wszystko, by ją zatrzymać. Czasami władza może nawet uszlachetniać - uśmiechnęła się w zamyśleniu i dodała z
naciskiem: - A przecież ty mnie nie zawiedziesz, kochanie.
- Mam nadzieję, że nie, babciu - odparła Paula, a widząc prowokujący wyraz na twarzy Emmy, szybko dodała: -
Wiem, że nie! Ale co z tym Harrym Marriottem? To przecież on jest przewodniczącym i wygląda na to, że mnie nie
znosi.
- Nie sądzę, żeby tak było. Być może się ciebie boi - głos Emmy zabrzmiał nagle bezbarwnie, a w jej oczach
pojawił się ciemny błysk. Z Harrym Marriotem łączyło ją wiele wspomnień, z których żadne nie należało do
przyjemnych.
- Boi się mnie! Dlaczego? - zaskoczona dziewczyna pochyliła się w stronę babci, która z widoczną, niekłamaną
pogardą, oddała się przez chwilę wspomnieniom o Marriocie.
- Ponieważ za bardzo przypominasz mu swego dziadka i to go denerwuje. Harry bał się go i to od samego
początku, od momentu kiedy założyli spółkę Sydney-Texas Oil i rozpoczęli wiercenia. Twój dziadek zawsze
wiedział, kim tak naprawdę był Harry, a Harry instynktownie to wyczuwał. Stąd brał się jego strach. Kiedy twój
dziadek zostawił mi akcje Sitexu, rozumiał przez to, że dopóki będę żyła, na pewno ich nie sprzedam. Miałam
zachować je dla twojej matki i dla dzieci, które mogła mieć. Wiesz Paulo, twój dziadek potrafił doskonale
przewidywać. Wiele lat temu doszedł do wniosku, że Sitex stanie się wielką kompanią, jaką jest dziś, i chciał
żebyśmy z niej korzystali. Chciał mieć Harry'ego pod kontrolą i mówił mi, żebym zawsze trzymała go w cuglach.
- Nie sądzę, by mógł jeszcze zaszkodzić Sitexowi. Dzięki tobie został faktycznie pozbawiony władzy. Dziadek
byłby z ciebie dumny babciu - stwierdziła Paula, a potem spytała z ciekawością: - Czy rzeczywiście jestem do niego
podobna? Do dziadka?
- Czasami tak, na przykład teraz - Emma uśmiechnęła się łagodnie. - Ale uważam, że to głównie coś w twoim
sposobie bycia denerwuje Harry'ego Marriota. Nie ma sensu martwić się z jego powodu, Paulo. Nie zagości tam
długo - przesunęła się w stronę neseseru i zaczęła sortować papiery. Po kilku minutach podniosła głowę i
powiedziała:
- Jeśli skończyłaś już z zestawieniami sklepu w Nowym Jorku, chciałabym dostać je z powrotem. A tak przy
okazji, zgadzasz się ze mną?
- Tak, babciu. Dokonali wspaniałego zwrotu.
- Miejmy nadzieję, że utrzymamy ich na tej drodze - powiedziała Emma biorąc od Pauli teczkę. Włożyła okulary
i zaczęła studiować zestawienia sklepu w Paryżu, rozważając zmiany, które trzeba tam będzie wprowadzić. Emma
wiedziała, że sklep zmierza prosto w stronę kłopotów i z irytacją zagłębiła się w obciążające go dane,
zastanawiając się nad posunięciami, których dokona po powrocie do Anglii.
- Tymczasem Paula nalała sobie następną filiżankę kawy i popijając ją uważnie obserwowała babcię. To twarz,
którą oglądałam przez całe życie i przez całe życie kochałam, pomyślała czując, że ogarnia ją fala czułości. Wcale
nie wygląda na swój wiek, pomimo tego, co myśli. Właściwie mogłaby z łatwością uchodzić za kobietę po
sześćdziesiątce. Paula wiedziała, że życie Emmy było ciężkie i bardzo często pełne bólu, a mimo to jej twarz była
zaskakująco młoda. Patrząc na babcię, Paula uświadomiła sobie, że w dużym stopniu było to zasługą specyficznej
budowy twarzy Emmy. Zauważyła co prawda pajęczynki zmarszczek rysujące koronkowe wzory wokół oczu i ust
babci, a także dwie głębokie bruzdy biegnące od nosa do podbródka, musiała jednak przyznać, że policzki nad tymi
bruzdami są nadal twarde, a zielone oczy iskrzące się w złości nie są wyblakłymi oczami starej kobiety. Są czujne i
bystre. Przynajmniej część pełnego niepokoju życia Emmy odbija się na jej twarzy, pomyślała, obserwując jej
nieposkromiony układ ust i wojownicze ułożenie podbródka. Paula znała Emmę wystarczająco długo, by wiedzieć,
że jej autokratyczną postawę często łagodzi rozbrajający urok, poczucie humoru i przystępna naturalność.
Zwłaszcza teraz, gdy nie musiała się kontrolować, jej twarz była wręcz bezbarwna, otwarta, subtelna i pełna
mądrości.
Paula nigdy nie bała się babci, chociaż miała pełną świadomość, że obawia się jej większość członków rodziny,
szczególnie wuj Kit. Paula przypomniała sobie nawet, że wuj Kit porównał ją kiedyś do Emmy. „Jesteś tak
nieusłuchana, jak twoja babka", powiedział jej, gdy miała sześć czy siedem lat. Nie rozumiała wtedy w pełni, co
Plik z chomika:
teaw123
Inne pliki z tego folderu:
Adam Sikora - Spotkania z filozofią. Od Heraklita do Husserla.pdf
(64326 KB)
Fortune Carley - Każde kolejne lato.pdf
(2281 KB)
Bester Katarzyna - Minęła godzina dwudziesta druga. Romans z pazurkiem(1).pdf
(1461 KB)
Chętnie przyjmę oświadczyny - Katarzyna Bester.pdf
(1486 KB)
Krok za Toba - Gardner, Lisa.pdf
(1572 KB)
Inne foldery tego chomika:
!!! romanse nowe
!!!. Dobre książki
!!!ROMANSE CLASSIC
# erotyczne #
#12.17
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin